Minął październik i listopad, a ja nadal nie odzywałam się
do Jamsa. Od tamtego zdarzenia, lubiłam siedzieć w samotności, i leczyć złamane
serce. Nie miałam również apetytu. Miałam wrażenie, że nigdy nie zapomnę tego
co mi zrobił. Nie wiedziałam, jak można być aż taką świnią! Najpierw całował
się ze mną (Chodź nie wiem, czy można to było nazwać prawdziwym pocałunkiem, bo
wtedy nasze usta lekko się zetknęły) a następnego dnia z jakąś blondynką!
Była sobota. Siedziałam na parapecie, przy oknie w moim pokoju. Wspominałam dawne chwile spędzone z NIM gdy poczułam jak po policzkach lecą mi łzy.
-jak on mógł mi to zrobić?- zapytałam się siebie szeptem po raz setny od czasu zdarzenia we wrześniu.
-Rose, znowu płaczesz?- usłyszałam i gdy się obejrzałam zobaczyłam Marę stojącą w drzwiach.
-nie, nie- powiedziałam ocierając łzy- po prostu jeszcze wspominam Anglię.
Tak, skłamałam. Jednak nie chciałam by ruda znowu prawiła mi monolog na temat tego jak uleczyć złamane serce. Już i tak wiele dla mnie zrobiła. Całymi dniami słuchała moich żali oraz monologów na temat tego jak bardzo nienawidzę JEGO. Nie wiedziałam jak ruda w ogóle to wytrzymywała.
Jednak wrzesień przyniósł też coś dobrego. Zaprzyjaźniłam się z Leą i Kelsey, które jak się później dowiedziałam równie były czarodziejkami. Na lekcji plastyki zauważyłam ich znaki na nadgarstkach. Razem chodziłyśmy na zebrania ,,klanu księżyca”. Razem postanowiłyśmy nadać taką nazwę, i teraz się nią głównie posługujemy. Dowiedziałyśmy się, że członkowie innego klanu mają na nadgarstku niewielką gwiazdkę. Nazwałyśmy ich ,,klanem gwiazdy”. Oprócz tego w miejscu spotkań ,,klanu księżyca” uczyłyśmy się we czwórkę zaklęć. Nasz nauczyciel od tego strasznie przynudzał mówiąc coś w stylu ,,Sekret tkwi w ruchu nadgarstka…”. Jak na razie od prawie dwóch miesięcy nauczyłyśmy się jak rzucić proste ,,zaklęcie lustra”. Odbija ono zaklęcie rzucone w ciebie do przeciwnika, tyle, że ze zdwojoną siłą.
-nie wiem, czy mam ci wierzyć- powiedziała Mara podchodząc do mnie i obejmując mnie ramieniem- Jaki dziś tygodnia?
-Wtorek- odparłam i powróciłam do patrzenia w okno na zachodzące powoli słońce- idę się przejść. Idziesz ze mną?
-Tak, jasne- odparła rudowłosa z entuzjazmem- Może jeszcze wstąpimy po Leę i Kelsey?
Przytaknęłam jej. Siostry mieszkały bardzo blisko nas, zaledwie za rogiem. Często chodziłyśmy na lodowisko które znajdowało się nieopodal lub do kina. Lecz z naszym ostatnim wyjściem do kina mam złe wspomnienia. Kiedy weszłyśmy do Sali, zapomniałyśmy kupić popcorn, i dziewczyny oczywiście wysłały po niego mnie. Kiedy stanęłam koło kasy, przypomniałam sobie, że Kelsey zapomniała kupić sobie wtedy coca-colę. Chciałam być dobroduszna i jej ją kupiłam, i poszłam na salę obładowana dwoma dużymi popcornami ( po jednym na dwie osoby) oraz colą dla czarnowłosej. Lecz pech chciał, że zapomniałam zawiązać sznurówek w trampkach, i skutki były takie, że zleciałam ze schodów rozsypując popcorn i oblewając się colą.
-Rose, coś się stało?- usłyszałam głos Mary i się ocknęłam.
-Tak- odparłam- po prostu sobie nasze ostatnie wyjście do kina.
Ruda nic nie odpowiedziała. Po prostu się roześmiała i zeszłyśmy na dół.
-Mamo, wychodzimy!- krzyknęłam zakładając z Marą płaszcze i wyszłyśmy na dwór.
Pogoda nie dopisywała, zresztą jak zwykle. Nie padał deszcz, lecz tylko mały skrawek słońca wychylał się zza ciemnych chmur. Naszymi włosami targał delikatny wiatr. Nie była to wymarzona pogoda na grupowe wyjścia, ale zawsze coś.
Chwilę później stałyśmy przed domem bliźniaczek i nacisnęłyśmy dzwonek.
-Kto tam?- rozległ się w domofonie głos Kelsey.
-To ja, Rose- powiedziałam- i jest ze mną Mara. Macie ochotę pójść z nami do kina?
Nie usłyszałam odpowiedzi, lecz nie trzeba było długo czekać a ujrzałyśmy siostry wybiegające w kurtkach z domu.
***
-No to na co idziemy?- zapytała z uśmiechem Lea kiedy powoli zbliżałyśmy się do kina.
-Sama nie wiem- odparłam- ja mam ochotę na jakąś tępą komedię.
Dziewczyny mi przytaknęły i kiedy stanęłyśmy przed listą wyświetlanych filmów miałyśmy dylemat. Nie mogłyśmy znaleźć filmu, który by nam odpowiadał więc wspólnie wybrałyśmy ,,Hobbita”. Poszłyśmy do kasy z biletami, i pierwsze co zrobiłyśmy kiedy znalazłyśmy się za nią poszłyśmy kupić popcorn i napoje.
-Tym razem kupmy wszystko od razu, ok?- zapytałam się patrząc na nie wymownie.
dziewczyny tylko się roześmiały i przytaknęły. Po chwili obładowane napojami i przekąskami poszłyśmy do Sali i zajęłyśmy miejsca. Na początku, jak zwykle puścili reklamy. Kiedy była reklama pasty do zębów z jakimś dzieckiem i psem w tle, głośno parsknęłam śmiechem.
-Rose, co ci odwala?- zapytała się mnie Lea z rozbawieniem.
-Mam po prostu wrażenie, że ten pies ma bielsze zęby niż to dziecko- powiedziałam ze śmiechem- pewnie też stosuje blend-a-med.
Po tych słowach Lea, jej siostra oraz Mara które to usłyszały zaczęły się śmiać razem ze mną, a ja usłyszałam jak jakaś starsza pani z dzieckiem mruczy pod nosem coś o ,,coraz większych problemach z psychiką wśród dzieci”, na co zaczęłyśmy się śmiać jeszcze głośniej.
Akurat udało nam się ogarnąć, kiedy zaczął się film, lecz na moje nieszczęście, podczas jednej ze scen usłyszałam szept Kelsey:
-Mam wrażenie, że tego czarodzieja w ,,Pervolu” wyprano.
-Jeszcze tego pożałujesz- powiedziałam z trudem powstrzymując śmiech.
Mimo moich obaw, udało nam się wytrzymać bez śmiania się do końca filmu. No może pomijając sanie napędzane królikami, jak to pięknie Mara nazwała.
-To jak, jutro też gdzieś się wybieramy?- zapytała Kelsey kiedy stałyśmy przed domem bliźniaczek.
-No pewnie- powiedziała Mara i wszystkie ruszyłyśmy w stronę swoich domów.
***
W poniedziałek, na dobry początek dnia Mara obudziła mnie waląc poduszką w twarz.
-Gorzej ci?- zapytałam ze śmiechem siadając na łóżku i patrząc na kuzynkę z udawanym obrażeniem.
-budzę cię od pół godziny- powiedziała ruda, wyraźnie dumna z drastycznej metody którą na mnie zastosowała- Miałam nawet wrzucić ci śnieg za kołnierz…
Lecz tutaj Mara nie dokończyła, bo zerwałam się z łóżka i podbiegłam do okna. Wszystko było pokryte białym puchem, który jeszcze delikatnie prószył. Bez słowa podbiegłam do szafy i wzięłam mundurek do którego wybrałam czarne legginsy (bo przecież zima, nie?) oraz moją białą, puchową kurtkę i pobiegłam się przebrać, po wcześniejszym powieszeniu kurtki na krześle. Kiedy wyszłam usłyszałam jak Mara mruczy pod nosem:
-No tak, wystarczyło tu wspomnieć takiej o śniegu…
-No ruszaj się, bo nie zdążymy- powiedziałam do niej z uśmiechem biorąc zakładając na siebie kurtkę.
Na dole wzięłyśmy do ręki jogurty, i w holu założyłyśmy buty zimowe. Sama nie wiem, jak udało nam się uwinąć tak szybko skoro ruda budziła mnie od pół godziny.
Chwilę później zmierzałyśmy w kierunku szkoły. Dziś naszą pierwszą lekcją była matematyka, która od kilku miesięcy stała się dla mnie prawdziwą udręką. Nie potrafiłam tak kompletnie go ignorować. Raz kiedy proponował mi pomoc, już miałam się zgodzić lecz opamiętałam się i mu odmówiłam.
Chwilę później przekroczyłyśmy próg szkoły i zaczęłyśmy zmierzać w kierunku sali od matematyki. Kiedy stanęłyśmy przed klasą, zobaczyłyśmy, że nikogo nie ma.
-Co jest gra…
-Poczekaj chwilę- przerwała mi kuzynka i chwilę później już jej nie było.
Wróciła po kilku minutach z uradowaną miną.
-Dziś mamy na drugą lekcję- oznajmiła z szerokim uśmiechem.
Przez chwilę byłam bliska odtańczenia tańca radości. Nie będę musiała spędzać pierwszej godziny z NIM w ławce ani znosić nauczycielki.
-No to w takim razie- zaczęłam- czeka cię zemsta za tą poduszkę.
Mara nie odpowiedziała, po prostu uśmiechnęła się pod nosem, i poszłyśmy w kierunku szatni. Założyłyśmy kurtki i miałyśmy zamiar wyjść na podwórko kiedy usłyszałyśmy dobrze znane nam głosy.
-Rose, Mara!- obejrzałyśmy się i zobaczyłyśmy zmierzające w naszą stronę Leę i Kelsey- czyli wy też nie wiedziałyście, że pierwsza godzina jest wolna, co?- zapytała Lea.
-Niestety nie- odparłam- Lecz nawet jeśli, to ktoś mógł oszczędzić walenia mnie poduszką w twarz na pobudkę.
-Współczuje- włączyła się do rozmowy Lea.
Stałyśmy tak i gadałyśmy kiedy zadzwonił dzwonek informujący o lekcji fizyki, i razem poszłyśmy do sali. Kiedy doszłyśmy nauczyciel już wpuszczał do klasy. Ja siedziałam wraz z Marą pod oknem, a przed nami siedziały bliźniaczki. Nauczyciel, szczerze mówiąc był trochę niekumaty więc mogłyśmy sobie w spokoju podawać liściki na lekcji. I tak upływała nam większość lekcji fizyki.
Następne lekcje (przyroda, biologia, chemia, historia) jakoś minęły. Nie były bardzo interesujące, lecz nie zasnęłyśmy na nich, co na chemii zrobiło ćwierć klasy. Szłyśmy na lekcję plastyki. Kiedy stanęłyśmy pod klasą, postanowiłyśmy umówić się po szkole na lodowisko. Z nim to akurat nie ja miałam nie najlepsze wspomnienia, tylko Kelsey. Kiedy jeździłyśmy na łyżwach, ktoś zajechał jej drogę, i przewaliła się na plecy. I to z rozpędu, więc przejechała na plecach przez pół lodowiska. A z nas, to właśnie ona jeździ najlepiej na łyżwach, więc kiedy o tym wspominamy, robi się czerwona jak burak.
Chwile później, nauczyciel wpuszczał uczniów do klasy. Zajęłam z Marą miejsce pod oknem. Siedziałyśmy w ostatniej ławce, więc mogłyśmy w spokoju sobie pogadać. Nauczyciel kazał nam namalować krajobraz górski. Z kuzynką wszystko na początku w błyskawicznym tempie naszkicowałyśmy ołówkiem, i do końca lekcji udało nam się uwinąć z pomalowaniem tego wszystkiego pastelami.
Kiedy wyszłam z Marą z klasy, poczułam jak bardzo boli mnie głowa. ,,No to nici z lodowiska” pomyślałam. Obok mnie Mara rozmawiała z Leą i Kelsey o wyjściu na łyżwy.
-Wiecie co, musicie iść same, mnie bardzo boli głowa.
-Jak chcesz, to zostaniemy- powiedziała Kelsey.
-No co ty, nie będę wam psuła zabawy- odparłam i nie czekając na odpowiedź powiedziałam- No to cześć.
Po tych słowach zeszłam do szatni i nałożyłam na siebie kurtkę. Po chwili wyszłam ze szkoły i skierowałam się w kierunku parku. Tamtędy przebiegała droga na skróty do mojego domu. W zimie park był prawie całkowicie opustoszały.
-Hej Rose- usłyszałam znajomy głos za moimi plecami.
-Czego chcesz?- warknęłam do blondyna.
-Pogadać- odparł ze smutkiem.
-Mam wrażenie, że kiedyś to już przerabialiśmy- odparłam chłodno odwracając się w jego stronę.
-Przepraszam- odparł- wszystko ci wytłumaczę.
I nie czekając na moją odpowiedź ( A miała być odmawiająca) wszystko mi streścił:
-Rose, bo to miało być tak, że to wszystko zobaczysz. Pomyślałem, że wtedy nie będziesz chciała mnie znać, i wszystko stanie się dla mnie prostsze.
-No to dlaczego teraz mi to wszystko mówisz, skoro w twoim planie było tak, że przestaniemy się do siebie odzywać?
-Ponieważ cię kocham.
-------------------------------------------------------------------------------
I jest 9 rozdział ^-^ Przepraszam, że trochę nie dodawałam, ale przyjaciółka wpadła na feriach na genialny pomysł związany ze snowboardem, i drugiego dnia zsuwania się ze stoku upadłam na nadgarstek i cos sobie zwichnęłam, i nie chciałam pisać, bo strasznie mnie bolała ręka jak nią ruszałam ;/
No ale cóż...
Rozdział z dedykacją dla Natalki z klasy, która też w najbliższym czasie założy sobie tu bloga.
A może już ma?? No cóż, zabije ją, jeśli nic mi o tym nie wiadomo xD
Była sobota. Siedziałam na parapecie, przy oknie w moim pokoju. Wspominałam dawne chwile spędzone z NIM gdy poczułam jak po policzkach lecą mi łzy.
-jak on mógł mi to zrobić?- zapytałam się siebie szeptem po raz setny od czasu zdarzenia we wrześniu.
-Rose, znowu płaczesz?- usłyszałam i gdy się obejrzałam zobaczyłam Marę stojącą w drzwiach.
-nie, nie- powiedziałam ocierając łzy- po prostu jeszcze wspominam Anglię.
Tak, skłamałam. Jednak nie chciałam by ruda znowu prawiła mi monolog na temat tego jak uleczyć złamane serce. Już i tak wiele dla mnie zrobiła. Całymi dniami słuchała moich żali oraz monologów na temat tego jak bardzo nienawidzę JEGO. Nie wiedziałam jak ruda w ogóle to wytrzymywała.
Jednak wrzesień przyniósł też coś dobrego. Zaprzyjaźniłam się z Leą i Kelsey, które jak się później dowiedziałam równie były czarodziejkami. Na lekcji plastyki zauważyłam ich znaki na nadgarstkach. Razem chodziłyśmy na zebrania ,,klanu księżyca”. Razem postanowiłyśmy nadać taką nazwę, i teraz się nią głównie posługujemy. Dowiedziałyśmy się, że członkowie innego klanu mają na nadgarstku niewielką gwiazdkę. Nazwałyśmy ich ,,klanem gwiazdy”. Oprócz tego w miejscu spotkań ,,klanu księżyca” uczyłyśmy się we czwórkę zaklęć. Nasz nauczyciel od tego strasznie przynudzał mówiąc coś w stylu ,,Sekret tkwi w ruchu nadgarstka…”. Jak na razie od prawie dwóch miesięcy nauczyłyśmy się jak rzucić proste ,,zaklęcie lustra”. Odbija ono zaklęcie rzucone w ciebie do przeciwnika, tyle, że ze zdwojoną siłą.
-nie wiem, czy mam ci wierzyć- powiedziała Mara podchodząc do mnie i obejmując mnie ramieniem- Jaki dziś tygodnia?
-Wtorek- odparłam i powróciłam do patrzenia w okno na zachodzące powoli słońce- idę się przejść. Idziesz ze mną?
-Tak, jasne- odparła rudowłosa z entuzjazmem- Może jeszcze wstąpimy po Leę i Kelsey?
Przytaknęłam jej. Siostry mieszkały bardzo blisko nas, zaledwie za rogiem. Często chodziłyśmy na lodowisko które znajdowało się nieopodal lub do kina. Lecz z naszym ostatnim wyjściem do kina mam złe wspomnienia. Kiedy weszłyśmy do Sali, zapomniałyśmy kupić popcorn, i dziewczyny oczywiście wysłały po niego mnie. Kiedy stanęłam koło kasy, przypomniałam sobie, że Kelsey zapomniała kupić sobie wtedy coca-colę. Chciałam być dobroduszna i jej ją kupiłam, i poszłam na salę obładowana dwoma dużymi popcornami ( po jednym na dwie osoby) oraz colą dla czarnowłosej. Lecz pech chciał, że zapomniałam zawiązać sznurówek w trampkach, i skutki były takie, że zleciałam ze schodów rozsypując popcorn i oblewając się colą.
-Rose, coś się stało?- usłyszałam głos Mary i się ocknęłam.
-Tak- odparłam- po prostu sobie nasze ostatnie wyjście do kina.
Ruda nic nie odpowiedziała. Po prostu się roześmiała i zeszłyśmy na dół.
-Mamo, wychodzimy!- krzyknęłam zakładając z Marą płaszcze i wyszłyśmy na dwór.
Pogoda nie dopisywała, zresztą jak zwykle. Nie padał deszcz, lecz tylko mały skrawek słońca wychylał się zza ciemnych chmur. Naszymi włosami targał delikatny wiatr. Nie była to wymarzona pogoda na grupowe wyjścia, ale zawsze coś.
Chwilę później stałyśmy przed domem bliźniaczek i nacisnęłyśmy dzwonek.
-Kto tam?- rozległ się w domofonie głos Kelsey.
-To ja, Rose- powiedziałam- i jest ze mną Mara. Macie ochotę pójść z nami do kina?
Nie usłyszałam odpowiedzi, lecz nie trzeba było długo czekać a ujrzałyśmy siostry wybiegające w kurtkach z domu.
***
-No to na co idziemy?- zapytała z uśmiechem Lea kiedy powoli zbliżałyśmy się do kina.
-Sama nie wiem- odparłam- ja mam ochotę na jakąś tępą komedię.
Dziewczyny mi przytaknęły i kiedy stanęłyśmy przed listą wyświetlanych filmów miałyśmy dylemat. Nie mogłyśmy znaleźć filmu, który by nam odpowiadał więc wspólnie wybrałyśmy ,,Hobbita”. Poszłyśmy do kasy z biletami, i pierwsze co zrobiłyśmy kiedy znalazłyśmy się za nią poszłyśmy kupić popcorn i napoje.
-Tym razem kupmy wszystko od razu, ok?- zapytałam się patrząc na nie wymownie.
dziewczyny tylko się roześmiały i przytaknęły. Po chwili obładowane napojami i przekąskami poszłyśmy do Sali i zajęłyśmy miejsca. Na początku, jak zwykle puścili reklamy. Kiedy była reklama pasty do zębów z jakimś dzieckiem i psem w tle, głośno parsknęłam śmiechem.
-Rose, co ci odwala?- zapytała się mnie Lea z rozbawieniem.
-Mam po prostu wrażenie, że ten pies ma bielsze zęby niż to dziecko- powiedziałam ze śmiechem- pewnie też stosuje blend-a-med.
Po tych słowach Lea, jej siostra oraz Mara które to usłyszały zaczęły się śmiać razem ze mną, a ja usłyszałam jak jakaś starsza pani z dzieckiem mruczy pod nosem coś o ,,coraz większych problemach z psychiką wśród dzieci”, na co zaczęłyśmy się śmiać jeszcze głośniej.
Akurat udało nam się ogarnąć, kiedy zaczął się film, lecz na moje nieszczęście, podczas jednej ze scen usłyszałam szept Kelsey:
-Mam wrażenie, że tego czarodzieja w ,,Pervolu” wyprano.
-Jeszcze tego pożałujesz- powiedziałam z trudem powstrzymując śmiech.
Mimo moich obaw, udało nam się wytrzymać bez śmiania się do końca filmu. No może pomijając sanie napędzane królikami, jak to pięknie Mara nazwała.
-To jak, jutro też gdzieś się wybieramy?- zapytała Kelsey kiedy stałyśmy przed domem bliźniaczek.
-No pewnie- powiedziała Mara i wszystkie ruszyłyśmy w stronę swoich domów.
***
W poniedziałek, na dobry początek dnia Mara obudziła mnie waląc poduszką w twarz.
-Gorzej ci?- zapytałam ze śmiechem siadając na łóżku i patrząc na kuzynkę z udawanym obrażeniem.
-budzę cię od pół godziny- powiedziała ruda, wyraźnie dumna z drastycznej metody którą na mnie zastosowała- Miałam nawet wrzucić ci śnieg za kołnierz…
Lecz tutaj Mara nie dokończyła, bo zerwałam się z łóżka i podbiegłam do okna. Wszystko było pokryte białym puchem, który jeszcze delikatnie prószył. Bez słowa podbiegłam do szafy i wzięłam mundurek do którego wybrałam czarne legginsy (bo przecież zima, nie?) oraz moją białą, puchową kurtkę i pobiegłam się przebrać, po wcześniejszym powieszeniu kurtki na krześle. Kiedy wyszłam usłyszałam jak Mara mruczy pod nosem:
-No tak, wystarczyło tu wspomnieć takiej o śniegu…
-No ruszaj się, bo nie zdążymy- powiedziałam do niej z uśmiechem biorąc zakładając na siebie kurtkę.
Na dole wzięłyśmy do ręki jogurty, i w holu założyłyśmy buty zimowe. Sama nie wiem, jak udało nam się uwinąć tak szybko skoro ruda budziła mnie od pół godziny.
Chwilę później zmierzałyśmy w kierunku szkoły. Dziś naszą pierwszą lekcją była matematyka, która od kilku miesięcy stała się dla mnie prawdziwą udręką. Nie potrafiłam tak kompletnie go ignorować. Raz kiedy proponował mi pomoc, już miałam się zgodzić lecz opamiętałam się i mu odmówiłam.
Chwilę później przekroczyłyśmy próg szkoły i zaczęłyśmy zmierzać w kierunku sali od matematyki. Kiedy stanęłyśmy przed klasą, zobaczyłyśmy, że nikogo nie ma.
-Co jest gra…
-Poczekaj chwilę- przerwała mi kuzynka i chwilę później już jej nie było.
Wróciła po kilku minutach z uradowaną miną.
-Dziś mamy na drugą lekcję- oznajmiła z szerokim uśmiechem.
Przez chwilę byłam bliska odtańczenia tańca radości. Nie będę musiała spędzać pierwszej godziny z NIM w ławce ani znosić nauczycielki.
-No to w takim razie- zaczęłam- czeka cię zemsta za tą poduszkę.
Mara nie odpowiedziała, po prostu uśmiechnęła się pod nosem, i poszłyśmy w kierunku szatni. Założyłyśmy kurtki i miałyśmy zamiar wyjść na podwórko kiedy usłyszałyśmy dobrze znane nam głosy.
-Rose, Mara!- obejrzałyśmy się i zobaczyłyśmy zmierzające w naszą stronę Leę i Kelsey- czyli wy też nie wiedziałyście, że pierwsza godzina jest wolna, co?- zapytała Lea.
-Niestety nie- odparłam- Lecz nawet jeśli, to ktoś mógł oszczędzić walenia mnie poduszką w twarz na pobudkę.
-Współczuje- włączyła się do rozmowy Lea.
Stałyśmy tak i gadałyśmy kiedy zadzwonił dzwonek informujący o lekcji fizyki, i razem poszłyśmy do sali. Kiedy doszłyśmy nauczyciel już wpuszczał do klasy. Ja siedziałam wraz z Marą pod oknem, a przed nami siedziały bliźniaczki. Nauczyciel, szczerze mówiąc był trochę niekumaty więc mogłyśmy sobie w spokoju podawać liściki na lekcji. I tak upływała nam większość lekcji fizyki.
Następne lekcje (przyroda, biologia, chemia, historia) jakoś minęły. Nie były bardzo interesujące, lecz nie zasnęłyśmy na nich, co na chemii zrobiło ćwierć klasy. Szłyśmy na lekcję plastyki. Kiedy stanęłyśmy pod klasą, postanowiłyśmy umówić się po szkole na lodowisko. Z nim to akurat nie ja miałam nie najlepsze wspomnienia, tylko Kelsey. Kiedy jeździłyśmy na łyżwach, ktoś zajechał jej drogę, i przewaliła się na plecy. I to z rozpędu, więc przejechała na plecach przez pół lodowiska. A z nas, to właśnie ona jeździ najlepiej na łyżwach, więc kiedy o tym wspominamy, robi się czerwona jak burak.
Chwile później, nauczyciel wpuszczał uczniów do klasy. Zajęłam z Marą miejsce pod oknem. Siedziałyśmy w ostatniej ławce, więc mogłyśmy w spokoju sobie pogadać. Nauczyciel kazał nam namalować krajobraz górski. Z kuzynką wszystko na początku w błyskawicznym tempie naszkicowałyśmy ołówkiem, i do końca lekcji udało nam się uwinąć z pomalowaniem tego wszystkiego pastelami.
Kiedy wyszłam z Marą z klasy, poczułam jak bardzo boli mnie głowa. ,,No to nici z lodowiska” pomyślałam. Obok mnie Mara rozmawiała z Leą i Kelsey o wyjściu na łyżwy.
-Wiecie co, musicie iść same, mnie bardzo boli głowa.
-Jak chcesz, to zostaniemy- powiedziała Kelsey.
-No co ty, nie będę wam psuła zabawy- odparłam i nie czekając na odpowiedź powiedziałam- No to cześć.
Po tych słowach zeszłam do szatni i nałożyłam na siebie kurtkę. Po chwili wyszłam ze szkoły i skierowałam się w kierunku parku. Tamtędy przebiegała droga na skróty do mojego domu. W zimie park był prawie całkowicie opustoszały.
-Hej Rose- usłyszałam znajomy głos za moimi plecami.
-Czego chcesz?- warknęłam do blondyna.
-Pogadać- odparł ze smutkiem.
-Mam wrażenie, że kiedyś to już przerabialiśmy- odparłam chłodno odwracając się w jego stronę.
-Przepraszam- odparł- wszystko ci wytłumaczę.
I nie czekając na moją odpowiedź ( A miała być odmawiająca) wszystko mi streścił:
-Rose, bo to miało być tak, że to wszystko zobaczysz. Pomyślałem, że wtedy nie będziesz chciała mnie znać, i wszystko stanie się dla mnie prostsze.
-No to dlaczego teraz mi to wszystko mówisz, skoro w twoim planie było tak, że przestaniemy się do siebie odzywać?
-Ponieważ cię kocham.
-------------------------------------------------------------------------------
I jest 9 rozdział ^-^ Przepraszam, że trochę nie dodawałam, ale przyjaciółka wpadła na feriach na genialny pomysł związany ze snowboardem, i drugiego dnia zsuwania się ze stoku upadłam na nadgarstek i cos sobie zwichnęłam, i nie chciałam pisać, bo strasznie mnie bolała ręka jak nią ruszałam ;/
No ale cóż...
Rozdział z dedykacją dla Natalki z klasy, która też w najbliższym czasie założy sobie tu bloga.
A może już ma?? No cóż, zabije ją, jeśli nic mi o tym nie wiadomo xD
Do następnej notki :*
P.S teksty z kina na podstawie mojego własnego wyjścia na ten film z przyjaciółką xD
P.S teksty z kina na podstawie mojego własnego wyjścia na ten film z przyjaciółką xD
Uroczy czarodziej w Pervolu. <33 Ahh. Znam to, ale Hobbita nie znoszę. =,=' Świetny rozdział i znowu wracamy do punktu wyjścia, czyli do Jamesa. Ehh. Weny życzę. :D
OdpowiedzUsuńNo okej współczuję nadgarstka też mam takie szczęście xD Ale chodź dzisiaj byłam 1 raz na nartach nic mi nie jest xD No to przejdźmy do rozdziału Hobbit -,-' serio ?! Beznadzieja i tyle ! Zgadzam się z moją kochaną Black nie znoszę go. Filmu nie oglądałam jedynie czytałam książkę. Wszystko fajnie, ale mu wybaczy zapewne. No cóż cel nie uświęca środków. W końcu się całował z inną. Ach i jeszcze lodowisko (wspomnienie) -,-' -,-' o tym nawet słyszeć nie chce -,-' Ale cóż mimo że trafiłaś w 2 rzeczy których nie znoszę rozdział mi się podobał xD
OdpowiedzUsuńOlu dzięki ja napisze też ci dedykacje i to w rozdziale w którym jest całus.
OdpowiedzUsuńNatka, ja ci jeszcze nie wybaczyłam lekcji polskiego :D
UsuńJesteś zagrożona xD
Czekam na next
OdpowiedzUsuń