poniedziałek, 4 lutego 2013

Rozdział 8

Rozdział króciutki, z powodu braku weny.
PODKŁAD

-------------------------------------------------------------------
 Trwało to jeszcze kilka chwil, jednak po chwili się od siebie odsunęliśmy i spojrzeliśmy po sobie zaskoczeni.
-Wiesz, ja…- zaczęliśmy w tym samym czasie, a ja pomyślałam, że w tej chwili muszę być czerwona jak burak.
-Rose, przepraszam- powiedział James spuszczając wzrok- Ja naprawdę nie chciałem…
-Ja też przepraszam- wybąkałam- Zapomnijmy.
                W tym momencie przypomniała mi się sytuacja kiedy skręciłam nogę, i James przyszedł mnie odwiedzić. W tamtym momencie byłam pewnie tak samo czerwona na twarzy jak jestem teraz.
W końcu odważyłam się spojrzeć na Jamsa. Patrzył na mnie przepraszającym wzrokiem, lecz w jego spojrzeniu było coś jakby smutek. Przez ułamek sekundy wydawało mi się, że w jego spojrzeniu widać cos w stylu ,,Przepraszam, nie chcę cię ranić”. Po prostu siedzieliśmy tak i milczeliśmy.
-Wiesz, ja chyba już pójdę- powiedział James- Otworzysz mi furtkę?
                Jak prosił, tak uczyniłam. Lecz kiedy wyszedł, jeszcze kilka minut stałam przy oknie.
-Co się z tobą dzieje Rose?- zapytałam się sama siebie.
Poczułam się dziwnie. Jeszcze nigdy się tak nie czułam. Wiedziałam, że coś ze mną jest nie tak. Jakbym zmieniła się tak od wewnątrz.
                Ze wszystkich sił starałam się zapomnieć o pocałunku. Lecz nie mogłam. Cały czas przypominałam sobie chwilę, gdy nasze usta się zetknęły. Po chwili cos sobie uświadomiłam.
,,Nie, ja nie mogłam się przecież zakochać!” pomyślałam z rozpaczą ukrywając twarz w dłoniach ,,Czyżbym zapomniała już, jakim był on idiotą?!” moje dobre samopoczucie malało.
-Rose, jesteś skończoną idiotką- powiedziałam do siebie kręcąc głową.
                Starając  skupić się na czymś innym, postanowiłam pójść na górę, i się przespać.
                                                                                          ***
                Następnego dnia w szkole szłam z Marą na lekcje przyrody. Lecz kiedy skręciłam w korytarz prowadzący do klasy gwałtownie stanęłam w miejscu, a po policzkach zaczęły lecieć mi łzy. Zobaczyłam Jamsa stojącego pod ścianą i całującego się z jakąś blondynką. Rozpoznałam w niej przewodniczącą jego fanklubu.
                Widząc to zaczęłam biec w stronę łazienki. Kiedy dobiegłam do pomieszczenia, osunęłam się pod ścianę i zaczęłam płakać.
-Rose, gdzie jesteś?- usłyszałam głos Mary.
                schowałam twarz w dłoniach. Nie chciałam, by ruda widziała moje łzy. Nie chciałam, by widział je ktokolwiek. Nagle poczułam, jak ktoś obejmuje mnie ramieniem.
-Rose, proszę cię, nie płacz- powiedziała moja przyjaciółka głosem pełnym współczucia- Nie zasługujesz na takiego kretyna. Już nawet Gavin jest lepszy.
                nie odpowiedziałam, tylko się do niej przytuliłam. Nie obchodziło mnie to, że spóźnimy się na lekcje. W tym momencie moje serce prawie dosłownie pękło. Właśnie się dowiedziałam, że wcześniej zakochałam się w Jamsie, ale nią chciałam się przyznać do tego, nawet przed samą sobą. Po prostu siedziałam tak, przytulona do przyjaciółki i dawałam upust łzą. Nie obchodziło mnie to, że po policzkach rozmaże mi się cały tusz do rzęs. Teraz chciałam przede wszystkim się wypłakać.
                Nie wiem ile tak siedziałyśmy.
-może byśmy poszły na chodź jedną lekcje, co?- zapytała mnie Mara współczującym głosem, a ja pokiwałam jej głową, i poszłam opłukać twarz w umywalce, by nie było śladów po moich łzach. Następnie siląc się na uśmiech poszłam wraz z moją kuzynką do Sali od geografii. Po drodze minęłyśmy fanklub Jamsa, a wśród nich dobrze znaną mi blondynkę, która co chwila chichotała mówiąc coś koleżanką.
-Rose, nie zawracaj sobie nimi głowy- powiedziała do mnie Mara.
                Posłuchałam jej i udało mi się nie rozpłakać zanim doszłyśmy pod salę do geografii. Osunęłam się pod ścianę, i aby się czymś zając wyciągnęłam podręcznik od tego przedmiotu i zaczęłam się uczyć. Geografii uczyła nasza wychowawczyni. Była to smukła blondynka, która swoje długie włosy prawie zawsze nosiła związane w kok wysoko na czubku głowy. Prawie zawsze się uśmiechała. Była bardzo wyrozumiałą osobą.
                Była to ostatnia lekcja, a moja pierwsza. Wszystkie poprzednie przepłakałam w łazience. Nie wiedziałam, że można być aż tak podłym i bezdusznym jak James. ,,jak ja mogłam ponownie mu zaufać” pomyślałam z trudem powstrzymując się od płaczu ,,nigdy więcej nie popełnię tego błędu”. Jeszcze nie byłam aż tak rozdarta i smutna jak jestem teraz. Smutek jaki odczuwałam po wyjeździe z Anglii był niczym w porównaniu z tym co czułam teraz.
                Nagle zabrzmiał dzwonek. Spakowałam podręcznik (Z którego na przerwie nawet nie skorzystałam) do torby i ustawiłam się pod klasą. Podeszła do mnie Mara, i przyjaźnie ścisnęła mnie za rękę. Posłałam jej smutny uśmiech, i zajęłyśmy miejsca.
                Podczas lekcji miałam wrażenie, że nauczycielka mi się przygląda. Kiedy zabrzmiał dzwonek, wychowawczyni poczekała aż większość osób spakuje się i wyjdzie z sali i wtedy poprosiła mnie do siebie gestem ręki.
-Rose, widzę, że coś cię trapi- powiedziała kobieta kiedy każdy opuścił już klasę.
-To nic takiego- powiedziałam z wymuszonym uśmiechem- takie tam, typowe problemy.
-Skoro tak- powiedziała przyglądając mi się- jakbyś potrzebowała pomocy to zwróć się do kogoś.
                po tych słowach nauczycielka wzięła torbę w której znajdował się  dziennik i wyszła z klasy.
Na przerwie, pierwsze co zrobiłam to dogoniłam Marę.
-Mara idę się przejść- powiedziałam- nie czekaj na mnie w domu.
                Kiedy to powiedziałam pośpiesznie narzuciłam na siebie w szatni płaszczyk, i wyszłam na dwór. Potrzebowałam pobyć w samotności. Nie chciałam przebywać teraz w czyimś towarzystwie. Nawet Mary.
                Chodziłam po mieście bez celu. Błąkałam się między uliczkami i wystawami sklepów. Nagle moją uwagę, przykuła niewielka kawiarnia. Dopiero teraz poczułam, jak jest mi zimno. Postanowiłam wejść do środka, a tam czekała na mnie miła niespodzianka.
-Rose, przysiądź się do mnie- usłyszałam głos.
                Odwróciłam się, i zobaczyłam dobrze znaną mi czarnowłosą osóbkę.
-Hej Lea- powiedziałam- Gdzie siostra?
-Leży chora w domu- odparła kiedy przysiadłam się do stolika- Dlaczego nie było cię na prawie wszystkich lekcjach?
-Musiałam coś przemyśleć- powiedziałam smutno.
-Co cię trapi?- zapytała troskliwie- Możesz mi powiedzieć, zrozumiem.
                W tej chwili poczułam, że muszę się komuś wygadać. Nie mogłam dusić tego w sobie. Postanowiłam więc opowiedzieć wszystko czarnowłosej od początku. Z każdym kolejnym słowem czułam jak coś we mnie pęka, a w oczach wzbierają mi się łzy. Po kilku zdaniach płakałam już jak małe dziecko lecz nie przerwałam. Lea była bardzo dobrą słuchaczką. Co jakiś czas przytakiwała mi głową a na koniec powiedziała ,,Ale dupek!”. Kiedy skończyłam, przysunęła się do mnie i mnie przytuliła.
-Nie przejmuj się tym idiotą- powiedziała z współczuciem- Na świecie już są tacy idioci. Pewnie nie pierwszy raz ktoś złamie ci serce. Teraz najważniejsze to przeboleć. Za kilka dni będzie już lepiej, a z czasem zapomnisz o tym bałwanie. Musisz pokazać, że się tym nie przejmujesz i, że jesteś silna. Wiem co mówię. Ja swoje już wycierpiałam. Życie idzie dalej. Nie możesz zatrzymać się w miejscu i wspominać stare nieszczęścia, smutki i bóle.
                Musiałam przyznać, że monolog Lei dał mi do myślenia. Była naprawdę mądrą osobą.
-dziękuję za radę- powiedziałam przytulając się do niej- wiesz, muszę już wracać.
                Po tych słowach pożegnałam się z nową przyjaciółką i ruszyłam w stronę domu.

-------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Rozdział z dedykacją dla  Zosi którą poznałam na feriach oraz dla Black która tak jak Klaudia komentuje moje wypociny.

Rozdział 9 już nie długo. Przepraszam, że rozdział taki krótki, ale nie miałam weny, i za dużo czasu by go napisać, gdyż chciałam go dodać szybko, na prośbę mojej przyjaciółki. Dodatkowo podczas pisania miałam dziwne schizy, co zawdzięczam mojej przyjaciółce. Skończyło to się tak, że na końcu miałam zamiar dodać dresa z siekierą, lecz się ogarnęłam xD

Miłego czytania <3

2 komentarze:

  1. Na początek mały bulwers xD Najgorsze (!) słowa jakie mogły być: "Zapomnijmy". Ehh... no to przejdźmy do rzeczy rozdział świetny i dziękuje za dedyk :D I znowu wracamy do rozdziału :) James to świnia ! To słowo które mnie wkurzyło, a mianowicie "zapomnijmy" niczego nie zmienia, ani nie odwraca biegu wydarzeń. No cóż króciótki, ale cieszę się, że go tak szybko dodałaś. Pozdrawiam i życzę weny :D

    OdpowiedzUsuń
  2. A... ale w sumie dres z siekierą byłby fajny. :3 poza tym świetny rozdział, a james jest cholernym idiotą. Dzięki za dedyk. Pozdrawiam. :)

    OdpowiedzUsuń