Stałam z
Marą pod drzewem w parku, kiedy podjechała do nas na rolkach dziewczyna z
naszej klasy, Angela. Była to drobna osóbka, o kasztanowych włosach,
sięgających do ramion. Miała duże, zielone oczy.
-Rose, to prawda?- zapytała szatynka kiedy piłam coca-colę.
-Ale o co chodzi?- nie za bardzo wiedziałam o co chodzi.
-O to, że chodzisz z Jamsem?- zapytała, a ja myślałam, że zachłysnę się napojem.
Ja i James?! Niech no ja tylko dorwę osobę, która rozpuściła tę plotkę.
-kto ci to powiedział?!- Krzyknęłam, ponieważ Angela odjechała już od nas, w głąb parku i niestety nie usłyszała mojego wołania.
jednak kontem oka zobaczyłam, jak Mara lekko przygryza dolną wargę.
-Maro, wiesz coś o tym?- zapytałam jej lekko przesłodzonym głosem.
-No wiesz, myślałam, że ze sobą chodzicie- zaczęła- No bo odprowadzał cię do domu po szkole, siedzisz z nim na matematyce…
-No przecież wiesz, że na matmie to nie ja chciałam z nim siedzieć- zaczęłam rozbawiona sytuacją- a odprowadza mnie do domu, ponieważ się przyjaźnimy, a on sam mi to proponuje.
Mara wyglądała na lekko zmieszaną. Posłała mi przepraszający uśmiech.
-No nic się nie stało- powiedziałam.
-Skoro tak mówisz- powiedziała czerwona na twarzy- Ej, kiedy jest ten bal?
Mara zręcznie potrafiła zmieniać temat.
-We wtorek.
-To za dwa dni!- powiedziała podekscytowana- chodź, trzeba pójść kupić sukienki.
Po tych słowach, wzięła mnie pod rękę, i ruszyłyśmy w kierunku sklepów. Po drodze mijałyśmy wiele wystaw z sukienkami, lecz żadna nie nadawała się na bal jesienny. Szukałyśmy czegoś wyjątkowego i w ciepłych kolorach. Jednak nic takiego nie widziałyśmy.
W końcu wzięłyśmy taksówkę i pojechałyśmy bardziej w centrum miasta. Trochę pobłądziłyśmy między uliczkami, aż w końcu weszłyśmy do jakiego niewielkiego sklepiku na uboczu.
W drzwiach o naszym wejściu poinformował kasjerkę dzwoneczek.
-w czym mogę pomóc?- zapytała nas z uśmiechem. W środku nie było dużo osób. Tak właściwie byłam tylko ja i Mara.
-Szukamy jakiś sukienek, na bal jesienny- powiedziała rudowłosa.
Sprzedawczyni powiedziała nam, byśmy za nią podążyły. Poprowadziła nas pomiędzy rzędami wieszaków z najróżniejszymi rzeczami, aż w końcu doszłyśmy do ściany z wieszakami, na których wisiały wprost przecudne sukienki. Mara wzięła do przymierzalni dwie sukienki, która podobały jej się najbardziej. Ja przy półce zostałam trochę dłużej. W końcu wzięłam trzy sukienki. Jedną w kolorze pomarańczy a dwie pozostałe czerwone.
Jednak w przymierzalni okazało się, że jeśli chodzi o pomarańczową, to nie ma mojego rozmiaru. Odwiesiłam ją więc na wieszak, i przymierzyłam czerwone. Miałam problem co do wyboru. W końcu wybrałam sukienkę w kolorze róży sięgającą za kostki. W pasie była obwiązana czarną wstążką. Miała delikatne, jedwabne rękawy sięgające do łokci.
-Są do niej jakieś dodatki?- zapytałam sprzedawczynie pokazując jej wybraną przeze mnie sukienkę.
-Oczywiście, że są- powiedziała do mnie z uśmiechem- poczekaj, coś ci przyniosę.
Po tych słowach zniknęła pomiędzy wieszakami. Po chwili jednak wróciła trzymając w rękach czerwone szpilki, które okazały się na mnie wprost idealne. Do kompletu była również spinka z różą, oraz czerwone rękawiczki sięgające za nadgarstek. Ja wybrałam sobie również naszyjnik z zawieszką z czarną różą. Całość prezentowała się wspaniale.
-Rose, na pewno będziesz wyglądać najładniej!- zawołała Mara widząc kupione przeze mnie rzeczy.
-Ale za to w tobie będę miała niezłą konkurentkę- powiedziałam.
Mara kupiła sobie złotą sukienkę do kostek. Do kompletu wybrała sobie pomarańczowe balerinki i w tym samym kolorze korale. Kupiła sobie również złotą wstążkę, by wpleść ją sobie we włosy. Moja kuzynka jednak miała największe szczęście, ponieważ miała rude włosy która pasowały jej do stroju.
W dobrych humorach wyszłyśmy ze sklepu i skierowałyśmy się w kierunku domu.
***
Następnego dnia, gdy siedziałam na parapecie przy klasie od plastyki podszedł do mnie Gavin, chłopak z naszej szkoły. Chodził klasę wyżej.
Miał zielone oczy i czarne włosy, które były w wiecznym nieładzie. Był jednym z najładniejszym chłopaków w szkole, albo jak mówią niektóre dziewczyny ,,Zaraz po Jamsie”.
-Hejka Rose- zaczął- Jest jakaś szansa, że poszłabyś ze mną na jutrzejszy bal?
Szczerze mówiąc, przez chwilę miałam ochotę mu odmówić. Jednak po chwili zdałam sobie sprawę, że pewnie nikt inny mnie nie zaprosi, i się zgodziłam.
-No to do jutra- powiedział i zaraz zniknął za rogiem.
,,W co ja się wpakowałam” pomyślałam ,,Przecież prawie nigdy z nim nie rozmawiałam”.
Przez ułamek sekundy miałam ochotę pobiec za nim i powiedzieć, że zaszło nieporozumienie i jednak nie mogę pójść z nim na bal. Jednak to odpadało, ponieważ pewnie zdążył już się oddalić, a ja nie wiedziałam gdzie ma lekcje. Lecz cały czas pozostała mi symulacja choroby.
Jednak nie miałam okazji by porządnie przemyśleć jak by się tu wywinąć od pójścia z Gavinem na bal, zabrzmiał dzwonek informujący o lekcji. Jak zawsze, punktualnie z dzwonkiem przyszedł nauczyciel plastyki.
Był to siwowłosy facet w podeszłym wieku. Miał wiecznie roześmiane zielone oczy. Zawsze miał optymistyczne podejście do świata. Rzadko się zdarzało, by zwracał komuś uwagę za wywinięty kawał. Najczęściej śmiał się z niego wraz z innymi. Zawsze próbował zrozumieć problemy innych. Był bez wątpienia moim ulubionym nauczycielem.
Pan Hopeful, gdyż tak brzmiało jego nazwisko otworzył nam drzwi do klasy. Ławki, nie były tak jak zawsze podwójne, lecz tym razem były cztery ławki połączone ze sobą, i tworzące kwadrat. Na środku owego kwadratu leżała kartka, zajmująca prawie całą powierzchnię stolików. Obok niej leżały pędzelki i farby.
Kiedy każdy zajął swoje miejsca nauczyciel rzekł:
-Dziś będziecie pracować w grupach. Macie namalować na tej kartce, jakieś swoje marzenia, czy inspiracje tak, by powstała naprawdę ciekawa kompozycja. No to do dzieła!
PO tych słowach, nauczyciel wyjął z szuflady książkę, którą miał w zwyczaju czytać na lekcji i zagłębił się w lekturze.
Przy naszym ,,kwadracie” oprócz mnie siedziała Mara i dwie czarnowłose dziewczyny. Jedna z nich, Kelsey miała wiecznie roześmiane niebieskie oczy. Jej siostry, Lei miały brązowy kolor.
-Macie jakieś propozycje?- zapytała Lea z uśmiechem- Ja proponuję namalować po prostu plątaninę kropek i kresek, a nauczycielowi wciśniemy, że miało być to nasze przedstawienie optymizmu.
Każdy przystał na ten pomysł, ponieważ wydawał mu się najrozsądniejszy. Każdy wziął sobie pędzelek, i zabrał się do dzieła. Już po zaledwie pięciu minutach, wyglądało to ciekawie. Muszę przyznać, że naprawdę nieźle się przy tym bawiłam. My nie robiłyśmy prawie nic, po prostu machałyśmy pędzelkami po kartce. Wyglądało to jak dziecięce bazgroły. Na początku wydawało mi się to nużące. Jednak zmieniłam zdanie patrząc, jak inni się trudzą by cos namalować.
Zbliżał się koniec lekcji. Nauczyciel poprosił jedną osobę z każdej grupy, by podeszłą do niego z pracą. Nauczyciel oglądał malunek każdego, i ze skinieniem głowy udzielał mu z uśmiechem drobnych uwag na koniec i tak oznajmiając, że praca jest bardzo ładna, i starannie wykonana. W końcu podeszła do niego Kelsey i podała nauczycielowi naszą pracę. Staruszek chwilę się jej przyglądał i mruczał coś pod nosem a na koniec powiedział, że… Nasza praca jest najlepsza!
Jednak nie zdążyłam wybuchnąć śmiechem, ponieważ zabrzmiał dzwonek. Nie przeszkodziło mi to jednak, by na korytarzu pośmiać się z tej sytuacji.
-Nie spodziewałam się tego- powiedziała Mara chichocząc- poczekaj, muszę iść do łazienki.
Po tych słowach oddaliła się w głąb korytarza. Usiadłam na parapecie, gdy podszedł do mnie James.
-Rose, poszłabyś ze mną jutro na bal?- zapytał- Pomyślałem, że jeśli nikt cię jeszcze nie zaprosił, to może poszłabyś ze mną.
Nagle poczułam się strasznie głupio. Sama nie wiem czemu.
-Wiesz, ja już z kimś idę- powiedziałam spuszczając wzrok- naprawdę przepraszam.
-Za co ty mnie przepraszasz?- zapytał rozbawiony- Po prostu się spóźniłem. Znajdę sobie jakieś zajęcie.
Po tych słowach odszedł, a mnie wzięły wyrzuty sumienia. Nie wiem czemu, ale czułam, że w czymś zawiniłam. Przecież mogłam z łatwością odmówić Gavinowi i pójść z Jamsem. ,,Jestem idiotką” pomyślałam w rozpaczy. Jednak nie miałam czasu, na dalsze ubolewanie po podbiegła do mnie cała w skowronkach Mara.
-Nie zgadniesz kto mnie zaprosił!- powiedziała do mnie skacząc w miejscu z radości- Zaprosił mnie Jake!
Jake był szatynem o piwnych oczach. Mara ,,zakochała się” w nim na początku roku szkolnego. Jednak ja, uważałam to za zwykłe zauroczenie. Ruda była bardzo kochliwa, jednak ucieszyłam się widząc to, jaka jest szczęśliwa. Tak samo się cieszyła, jak na swoje dziesiąte urodziny dostała psa, którego nazwała Smerf. Jednak zwierzę uciekło dwa lata później i Mara chodziła cała przygnębiona.
-Cieszę się- powiedziałam do niej z uśmiechem i ruszyłyśmy w stronę klasy od fizyki.
***
-Rose, to prawda?- zapytała szatynka kiedy piłam coca-colę.
-Ale o co chodzi?- nie za bardzo wiedziałam o co chodzi.
-O to, że chodzisz z Jamsem?- zapytała, a ja myślałam, że zachłysnę się napojem.
Ja i James?! Niech no ja tylko dorwę osobę, która rozpuściła tę plotkę.
-kto ci to powiedział?!- Krzyknęłam, ponieważ Angela odjechała już od nas, w głąb parku i niestety nie usłyszała mojego wołania.
jednak kontem oka zobaczyłam, jak Mara lekko przygryza dolną wargę.
-Maro, wiesz coś o tym?- zapytałam jej lekko przesłodzonym głosem.
-No wiesz, myślałam, że ze sobą chodzicie- zaczęła- No bo odprowadzał cię do domu po szkole, siedzisz z nim na matematyce…
-No przecież wiesz, że na matmie to nie ja chciałam z nim siedzieć- zaczęłam rozbawiona sytuacją- a odprowadza mnie do domu, ponieważ się przyjaźnimy, a on sam mi to proponuje.
Mara wyglądała na lekko zmieszaną. Posłała mi przepraszający uśmiech.
-No nic się nie stało- powiedziałam.
-Skoro tak mówisz- powiedziała czerwona na twarzy- Ej, kiedy jest ten bal?
Mara zręcznie potrafiła zmieniać temat.
-We wtorek.
-To za dwa dni!- powiedziała podekscytowana- chodź, trzeba pójść kupić sukienki.
Po tych słowach, wzięła mnie pod rękę, i ruszyłyśmy w kierunku sklepów. Po drodze mijałyśmy wiele wystaw z sukienkami, lecz żadna nie nadawała się na bal jesienny. Szukałyśmy czegoś wyjątkowego i w ciepłych kolorach. Jednak nic takiego nie widziałyśmy.
W końcu wzięłyśmy taksówkę i pojechałyśmy bardziej w centrum miasta. Trochę pobłądziłyśmy między uliczkami, aż w końcu weszłyśmy do jakiego niewielkiego sklepiku na uboczu.
W drzwiach o naszym wejściu poinformował kasjerkę dzwoneczek.
-w czym mogę pomóc?- zapytała nas z uśmiechem. W środku nie było dużo osób. Tak właściwie byłam tylko ja i Mara.
-Szukamy jakiś sukienek, na bal jesienny- powiedziała rudowłosa.
Sprzedawczyni powiedziała nam, byśmy za nią podążyły. Poprowadziła nas pomiędzy rzędami wieszaków z najróżniejszymi rzeczami, aż w końcu doszłyśmy do ściany z wieszakami, na których wisiały wprost przecudne sukienki. Mara wzięła do przymierzalni dwie sukienki, która podobały jej się najbardziej. Ja przy półce zostałam trochę dłużej. W końcu wzięłam trzy sukienki. Jedną w kolorze pomarańczy a dwie pozostałe czerwone.
Jednak w przymierzalni okazało się, że jeśli chodzi o pomarańczową, to nie ma mojego rozmiaru. Odwiesiłam ją więc na wieszak, i przymierzyłam czerwone. Miałam problem co do wyboru. W końcu wybrałam sukienkę w kolorze róży sięgającą za kostki. W pasie była obwiązana czarną wstążką. Miała delikatne, jedwabne rękawy sięgające do łokci.
-Są do niej jakieś dodatki?- zapytałam sprzedawczynie pokazując jej wybraną przeze mnie sukienkę.
-Oczywiście, że są- powiedziała do mnie z uśmiechem- poczekaj, coś ci przyniosę.
Po tych słowach zniknęła pomiędzy wieszakami. Po chwili jednak wróciła trzymając w rękach czerwone szpilki, które okazały się na mnie wprost idealne. Do kompletu była również spinka z różą, oraz czerwone rękawiczki sięgające za nadgarstek. Ja wybrałam sobie również naszyjnik z zawieszką z czarną różą. Całość prezentowała się wspaniale.
-Rose, na pewno będziesz wyglądać najładniej!- zawołała Mara widząc kupione przeze mnie rzeczy.
-Ale za to w tobie będę miała niezłą konkurentkę- powiedziałam.
Mara kupiła sobie złotą sukienkę do kostek. Do kompletu wybrała sobie pomarańczowe balerinki i w tym samym kolorze korale. Kupiła sobie również złotą wstążkę, by wpleść ją sobie we włosy. Moja kuzynka jednak miała największe szczęście, ponieważ miała rude włosy która pasowały jej do stroju.
W dobrych humorach wyszłyśmy ze sklepu i skierowałyśmy się w kierunku domu.
***
Następnego dnia, gdy siedziałam na parapecie przy klasie od plastyki podszedł do mnie Gavin, chłopak z naszej szkoły. Chodził klasę wyżej.
Miał zielone oczy i czarne włosy, które były w wiecznym nieładzie. Był jednym z najładniejszym chłopaków w szkole, albo jak mówią niektóre dziewczyny ,,Zaraz po Jamsie”.
-Hejka Rose- zaczął- Jest jakaś szansa, że poszłabyś ze mną na jutrzejszy bal?
Szczerze mówiąc, przez chwilę miałam ochotę mu odmówić. Jednak po chwili zdałam sobie sprawę, że pewnie nikt inny mnie nie zaprosi, i się zgodziłam.
-No to do jutra- powiedział i zaraz zniknął za rogiem.
,,W co ja się wpakowałam” pomyślałam ,,Przecież prawie nigdy z nim nie rozmawiałam”.
Przez ułamek sekundy miałam ochotę pobiec za nim i powiedzieć, że zaszło nieporozumienie i jednak nie mogę pójść z nim na bal. Jednak to odpadało, ponieważ pewnie zdążył już się oddalić, a ja nie wiedziałam gdzie ma lekcje. Lecz cały czas pozostała mi symulacja choroby.
Jednak nie miałam okazji by porządnie przemyśleć jak by się tu wywinąć od pójścia z Gavinem na bal, zabrzmiał dzwonek informujący o lekcji. Jak zawsze, punktualnie z dzwonkiem przyszedł nauczyciel plastyki.
Był to siwowłosy facet w podeszłym wieku. Miał wiecznie roześmiane zielone oczy. Zawsze miał optymistyczne podejście do świata. Rzadko się zdarzało, by zwracał komuś uwagę za wywinięty kawał. Najczęściej śmiał się z niego wraz z innymi. Zawsze próbował zrozumieć problemy innych. Był bez wątpienia moim ulubionym nauczycielem.
Pan Hopeful, gdyż tak brzmiało jego nazwisko otworzył nam drzwi do klasy. Ławki, nie były tak jak zawsze podwójne, lecz tym razem były cztery ławki połączone ze sobą, i tworzące kwadrat. Na środku owego kwadratu leżała kartka, zajmująca prawie całą powierzchnię stolików. Obok niej leżały pędzelki i farby.
Kiedy każdy zajął swoje miejsca nauczyciel rzekł:
-Dziś będziecie pracować w grupach. Macie namalować na tej kartce, jakieś swoje marzenia, czy inspiracje tak, by powstała naprawdę ciekawa kompozycja. No to do dzieła!
PO tych słowach, nauczyciel wyjął z szuflady książkę, którą miał w zwyczaju czytać na lekcji i zagłębił się w lekturze.
Przy naszym ,,kwadracie” oprócz mnie siedziała Mara i dwie czarnowłose dziewczyny. Jedna z nich, Kelsey miała wiecznie roześmiane niebieskie oczy. Jej siostry, Lei miały brązowy kolor.
-Macie jakieś propozycje?- zapytała Lea z uśmiechem- Ja proponuję namalować po prostu plątaninę kropek i kresek, a nauczycielowi wciśniemy, że miało być to nasze przedstawienie optymizmu.
Każdy przystał na ten pomysł, ponieważ wydawał mu się najrozsądniejszy. Każdy wziął sobie pędzelek, i zabrał się do dzieła. Już po zaledwie pięciu minutach, wyglądało to ciekawie. Muszę przyznać, że naprawdę nieźle się przy tym bawiłam. My nie robiłyśmy prawie nic, po prostu machałyśmy pędzelkami po kartce. Wyglądało to jak dziecięce bazgroły. Na początku wydawało mi się to nużące. Jednak zmieniłam zdanie patrząc, jak inni się trudzą by cos namalować.
Zbliżał się koniec lekcji. Nauczyciel poprosił jedną osobę z każdej grupy, by podeszłą do niego z pracą. Nauczyciel oglądał malunek każdego, i ze skinieniem głowy udzielał mu z uśmiechem drobnych uwag na koniec i tak oznajmiając, że praca jest bardzo ładna, i starannie wykonana. W końcu podeszła do niego Kelsey i podała nauczycielowi naszą pracę. Staruszek chwilę się jej przyglądał i mruczał coś pod nosem a na koniec powiedział, że… Nasza praca jest najlepsza!
Jednak nie zdążyłam wybuchnąć śmiechem, ponieważ zabrzmiał dzwonek. Nie przeszkodziło mi to jednak, by na korytarzu pośmiać się z tej sytuacji.
-Nie spodziewałam się tego- powiedziała Mara chichocząc- poczekaj, muszę iść do łazienki.
Po tych słowach oddaliła się w głąb korytarza. Usiadłam na parapecie, gdy podszedł do mnie James.
-Rose, poszłabyś ze mną jutro na bal?- zapytał- Pomyślałem, że jeśli nikt cię jeszcze nie zaprosił, to może poszłabyś ze mną.
Nagle poczułam się strasznie głupio. Sama nie wiem czemu.
-Wiesz, ja już z kimś idę- powiedziałam spuszczając wzrok- naprawdę przepraszam.
-Za co ty mnie przepraszasz?- zapytał rozbawiony- Po prostu się spóźniłem. Znajdę sobie jakieś zajęcie.
Po tych słowach odszedł, a mnie wzięły wyrzuty sumienia. Nie wiem czemu, ale czułam, że w czymś zawiniłam. Przecież mogłam z łatwością odmówić Gavinowi i pójść z Jamsem. ,,Jestem idiotką” pomyślałam w rozpaczy. Jednak nie miałam czasu, na dalsze ubolewanie po podbiegła do mnie cała w skowronkach Mara.
-Nie zgadniesz kto mnie zaprosił!- powiedziała do mnie skacząc w miejscu z radości- Zaprosił mnie Jake!
Jake był szatynem o piwnych oczach. Mara ,,zakochała się” w nim na początku roku szkolnego. Jednak ja, uważałam to za zwykłe zauroczenie. Ruda była bardzo kochliwa, jednak ucieszyłam się widząc to, jaka jest szczęśliwa. Tak samo się cieszyła, jak na swoje dziesiąte urodziny dostała psa, którego nazwała Smerf. Jednak zwierzę uciekło dwa lata później i Mara chodziła cała przygnębiona.
-Cieszę się- powiedziałam do niej z uśmiechem i ruszyłyśmy w stronę klasy od fizyki.
***
Następnego
wieczoru, stałam przed lustrem ubrana na bal. Musze przyznać nieskromnie, że
wyglądałam świetnie. Mara pożyczyła mi też złoty brokat w spreju, którym
spryskałam sobie włosy. Zresztą ruda wyglądała równie pięknie. Kiedy wybiła
godzina 18.45 zeszłyśmy na dół oznajmić, że musimy już iść, ponieważ bal
zaczynał się o 19.00. Nie wiem jaki geniusz wpadł na pomysł zrobienia balu w
środku tygodnia. Pewnie zapomniał o tym, że następnego dnia trzeba iść do
szkoły.
Poprosiłyśmy o podwózkę mojego tatę, bo nie miałyśmy zamiaru iść w sukienkach, zwłaszcza zwracając uwagę na panującą tu temperaturę. Tata zgodził się, chodź na początku niechętnie ponieważ oznaczało to, że musi wstać z kanapy. Z Marą narzuciłyśmy na siebie płaszczaki i wsiadłyśmy do samochodu.
Po pięciu minutach byłyśmy na miejscu. Od razu po wyjściu z samochodu było słychać muzykę.
-To do zobaczenia tatusiu!- powiedziałam i posłałam tacie buziaka. Tata spojrzał się na mnie, uśmiechnął się i teatralnie uniósł oczy w górę. Zawsze tak robił, gdy zachowywałam się jak siedmiolatka. Popatrzyłam się na niego z rozbawieniem, a następnie wzięłam Marę pod rękę i ruszyłyśmy w stronę chłopaka, którego dostrzegłyśmy niedaleko wejścia. Jake nonszalancko opierał się o framugę szeroko otwartych drzwi wejściowych.
Kiedy Mara go zobaczyła podbiegła do niego i pocałowała go w policzek. Oczywiście Gavina nigdzie nie było widać. Jednak można się było tego po nim spodziewać. Lecz jak na razie byłam bardziej zadowolona niż przygnębiona brakiem obecności czarnowłosego chłopaka.
Wraz z Marą i jej partnerem poszłam do Sali gimnastycznej, gdzie w drzwiach powitał mnie Gavin.
-Hejka Rose- powiedział z uśmiechem. - Ślicznie wyglądasz.
-Dziękuję- odparłam wzruszając ramionami.
Po tych słowach Gavin (Starałam się ukryć swoją niechęć) wziął mnie pod rękę i weszliśmy do sali. Miałam wrażenie, że większa część osób wpatruje się we mnie, lub patrzy z zazdrością. Kątem oka zobaczyłam, jak mój partner puszcza oczko do jakiejś jasnowłosej dziewczyny, która natychmiast odbiegła zarumieniona.
Wcześniej myślałam, że na balu będę tańczyła, aż mnie rozboli nogi. Lecz poszłam z Gavinem a to oznaczało cos bardzo mylnego. Pierwsze co zrobił czarnowłosy chłopak, to podszedł ze mną do stolika i usiedliśmy na ciemnych krzesełach obitych czerwonymi poduszkami. Kilka sekund potem przysiadła się do nas blondynka i zaczęła rozmawiać z Gavinem. Ja się nie wtrącałam, tylko miałam nadzieję, że uda mi się zasnąć. I tak minęła pierwsza ,,magiczna” godzina.
-Gavin, czy w twoim pustym łbie pojawiła się myśl, by poprosić mnie do tańca?!- zapytałam się go mocno już zirytowana zachowaniem chłopaka. Gavin po dłuższym zastanowieniu odparł, że nie przyszedł na bal aby wysłuchiwać mojego jęczenia. W tym momencie trzepnęłam go ręką w policzek i z napięciem weszłam w tłum wspaniale bawiących się nastolatków.
Podsumowując- Chłopak z którym umówiłam się na bal, to kompletny idiota. W tłumie odszukałam tańczącą Marę z Jakiem. ,,Przynajmniej moja przyjaciółka dobrze się bawi” pomyślałam przyglądając się jej z uśmiechem. Musiałam przyznać, że ruda naprawdę dobrze tańczyła. ,,Szkoda, że ja tak nie potrafię” pomyślałam. W końcu nie chciałam stać na środku parkietu, bo zrobiło mi się gorąco, więc postanowiłam zejść na bok, lecz poczułam jak ktoś kładzie mi rękę na ramieniu. Odwróciłam się z napięciem i krzyknęłam
-Zostaw mnie ty ostatni kretynie!- Oczywiście myślałam, że to Gavin przemyślał swoje niedorzeczne zachowanie i teraz próbuje mnie przeprosić, lecz nie. Za mną stał nie kto inny jak James Dauglas.
-Rose, czy ja ci coś zrobiłem, że się tak na mnie wydzierasz? – zapytał mnie chłodnym głosem chłopkach odciągając mnie na bok.
-Oj, przepraszam- zaczęłam się tłumaczyć- myślałam, że to Gavin.
I w tym właśnie momencie James wybuchnął śmiechem.
-Co się stało?- zapytał mnie chłopak z trudem powstrzymując śmiech.
-Wyobraź to sobie tak- zaczęłam-Czy zdenerwowałbyś się, gdybyś przez bitą godzinę, musiałbyś siedzieć przy stoliku i słuchać jak osoba ci towarzysząca dyskutuje o wzorach matematycznych?
-Naprawdę o tym rozmawiał?- zapytał blondyn marszcząc brwi.
-Nie, po prostu trochę to ubarwiłam- powiedziałam śmiejąc się.
-Ok, najważniejsze, że zrozumiałem- powiedział z uśmiechem- A więc jednak jest takim kretynek jak myślałem. A teraz, skoro wydaje mi się, że już nie masz partnera, zatańczyłabyś ze mną?- zapytał James podając mi dłoń.
-Oczywiście- odparłam i jak na zawołanie zagrali wolną piosenkę.
Objęłam go rękami za szyję a on mnie w talii. Oparłam głowę na jego klatce piersiowej a on brodę na mojej głowie i tańczyliśmy tak przytuleni.
***
Następnego dnia obudził mnie straszny ból głowy. Albo raczej Mara, która delikatnie mną potrząsała.
-Rose, już trzeba iść do szkoły- powiedziała łagodnie.
-Idź sama- odparłam- strasznie boli mnie głowa.
-Skoro tak- powiedziała przykładając mi rękę do czoła- usprawiedliwię cię.
Po tych słowach poszła się ubrać i zeszła na dół, a ja zostałam sama z okropną gorączką. Rodzice byli w pracy, babcia również, ponieważ pracowała w pobliskim sklepie. Sama więc musiałam zejść na dół i zrobić sobie śniadanie.
Zrobiłam sobie na szybko płatki z mlekiem, i kiedy je zjadłam wzięłam sobie lekarstwo. Po godzinie poczułam, że głowa mnie już praktycznie nie boli. Spojrzałam na zegarek. Mara wyszła już ze szkoły, lecz miała jeszcze przez dwie godziny lekcje gitary. Byłam więc skazana na siebie. Poszłam na górę, by się ubrać i doprowadzić do porządku.
Wybrałam sweterek w biało-czarne paski oraz jasnoniebieskie jeansy. Założyłam również do tego czarne trampki. Sweter był do nadgarstków, więc nie musiałam zakładać bransoletki która zakryłaby mi znak. Rozczesałam włosy, i zrobiłam sobie warkocza. Jednak nie wyszedł mi taki schludny tylko taki niedbały, lecz to tylko dodało mu uroku.
Zeszłam na dół, by zaparzyć sobie herbatę, gdy usłyszałam dzwonek do drzwi. Wzięłam do ręki klucze, i wyszłam na dwór, by otworzyć dobrze znanej mi osobie.
-Ciekawe skąd wiedziałam, że to ty- zapytałam się Jamsa kiedy usiedliśmy w salonie.
-Może dlatego, że tylko ja tak o ciebie dbam- odparł swoim, dobrze mi znanym tajemniczym głosem- Dlaczego nie było cię w szkole?
-bardzo bolała mnie głowa- odparłam- ale już dobrze się czuję.
-Mam nadzieję- odparł z uśmiechem, lekko się do mnie przysuwając.
Spojrzałam mu w oczy. Patrzył na mnie jakoś tak inaczej niż zwykle. Nie mogę powiedzieć, że mi się to nie podobało. W pewnej chwili poczułam, jak chwyta mnie za rękę, a po chwili się do mnie delikatnie przysunął, tak, że czułam teraz jego oddech.
Tym razem się nie odsunęłam. Cały czas patrzyliśmy sobie w oczy, aż w końcu, James delikatnie mnie pocałował.
Poprosiłyśmy o podwózkę mojego tatę, bo nie miałyśmy zamiaru iść w sukienkach, zwłaszcza zwracając uwagę na panującą tu temperaturę. Tata zgodził się, chodź na początku niechętnie ponieważ oznaczało to, że musi wstać z kanapy. Z Marą narzuciłyśmy na siebie płaszczaki i wsiadłyśmy do samochodu.
Po pięciu minutach byłyśmy na miejscu. Od razu po wyjściu z samochodu było słychać muzykę.
-To do zobaczenia tatusiu!- powiedziałam i posłałam tacie buziaka. Tata spojrzał się na mnie, uśmiechnął się i teatralnie uniósł oczy w górę. Zawsze tak robił, gdy zachowywałam się jak siedmiolatka. Popatrzyłam się na niego z rozbawieniem, a następnie wzięłam Marę pod rękę i ruszyłyśmy w stronę chłopaka, którego dostrzegłyśmy niedaleko wejścia. Jake nonszalancko opierał się o framugę szeroko otwartych drzwi wejściowych.
Kiedy Mara go zobaczyła podbiegła do niego i pocałowała go w policzek. Oczywiście Gavina nigdzie nie było widać. Jednak można się było tego po nim spodziewać. Lecz jak na razie byłam bardziej zadowolona niż przygnębiona brakiem obecności czarnowłosego chłopaka.
Wraz z Marą i jej partnerem poszłam do Sali gimnastycznej, gdzie w drzwiach powitał mnie Gavin.
-Hejka Rose- powiedział z uśmiechem. - Ślicznie wyglądasz.
-Dziękuję- odparłam wzruszając ramionami.
Po tych słowach Gavin (Starałam się ukryć swoją niechęć) wziął mnie pod rękę i weszliśmy do sali. Miałam wrażenie, że większa część osób wpatruje się we mnie, lub patrzy z zazdrością. Kątem oka zobaczyłam, jak mój partner puszcza oczko do jakiejś jasnowłosej dziewczyny, która natychmiast odbiegła zarumieniona.
Wcześniej myślałam, że na balu będę tańczyła, aż mnie rozboli nogi. Lecz poszłam z Gavinem a to oznaczało cos bardzo mylnego. Pierwsze co zrobił czarnowłosy chłopak, to podszedł ze mną do stolika i usiedliśmy na ciemnych krzesełach obitych czerwonymi poduszkami. Kilka sekund potem przysiadła się do nas blondynka i zaczęła rozmawiać z Gavinem. Ja się nie wtrącałam, tylko miałam nadzieję, że uda mi się zasnąć. I tak minęła pierwsza ,,magiczna” godzina.
-Gavin, czy w twoim pustym łbie pojawiła się myśl, by poprosić mnie do tańca?!- zapytałam się go mocno już zirytowana zachowaniem chłopaka. Gavin po dłuższym zastanowieniu odparł, że nie przyszedł na bal aby wysłuchiwać mojego jęczenia. W tym momencie trzepnęłam go ręką w policzek i z napięciem weszłam w tłum wspaniale bawiących się nastolatków.
Podsumowując- Chłopak z którym umówiłam się na bal, to kompletny idiota. W tłumie odszukałam tańczącą Marę z Jakiem. ,,Przynajmniej moja przyjaciółka dobrze się bawi” pomyślałam przyglądając się jej z uśmiechem. Musiałam przyznać, że ruda naprawdę dobrze tańczyła. ,,Szkoda, że ja tak nie potrafię” pomyślałam. W końcu nie chciałam stać na środku parkietu, bo zrobiło mi się gorąco, więc postanowiłam zejść na bok, lecz poczułam jak ktoś kładzie mi rękę na ramieniu. Odwróciłam się z napięciem i krzyknęłam
-Zostaw mnie ty ostatni kretynie!- Oczywiście myślałam, że to Gavin przemyślał swoje niedorzeczne zachowanie i teraz próbuje mnie przeprosić, lecz nie. Za mną stał nie kto inny jak James Dauglas.
-Rose, czy ja ci coś zrobiłem, że się tak na mnie wydzierasz? – zapytał mnie chłodnym głosem chłopkach odciągając mnie na bok.
-Oj, przepraszam- zaczęłam się tłumaczyć- myślałam, że to Gavin.
I w tym właśnie momencie James wybuchnął śmiechem.
-Co się stało?- zapytał mnie chłopak z trudem powstrzymując śmiech.
-Wyobraź to sobie tak- zaczęłam-Czy zdenerwowałbyś się, gdybyś przez bitą godzinę, musiałbyś siedzieć przy stoliku i słuchać jak osoba ci towarzysząca dyskutuje o wzorach matematycznych?
-Naprawdę o tym rozmawiał?- zapytał blondyn marszcząc brwi.
-Nie, po prostu trochę to ubarwiłam- powiedziałam śmiejąc się.
-Ok, najważniejsze, że zrozumiałem- powiedział z uśmiechem- A więc jednak jest takim kretynek jak myślałem. A teraz, skoro wydaje mi się, że już nie masz partnera, zatańczyłabyś ze mną?- zapytał James podając mi dłoń.
-Oczywiście- odparłam i jak na zawołanie zagrali wolną piosenkę.
Objęłam go rękami za szyję a on mnie w talii. Oparłam głowę na jego klatce piersiowej a on brodę na mojej głowie i tańczyliśmy tak przytuleni.
***
Następnego dnia obudził mnie straszny ból głowy. Albo raczej Mara, która delikatnie mną potrząsała.
-Rose, już trzeba iść do szkoły- powiedziała łagodnie.
-Idź sama- odparłam- strasznie boli mnie głowa.
-Skoro tak- powiedziała przykładając mi rękę do czoła- usprawiedliwię cię.
Po tych słowach poszła się ubrać i zeszła na dół, a ja zostałam sama z okropną gorączką. Rodzice byli w pracy, babcia również, ponieważ pracowała w pobliskim sklepie. Sama więc musiałam zejść na dół i zrobić sobie śniadanie.
Zrobiłam sobie na szybko płatki z mlekiem, i kiedy je zjadłam wzięłam sobie lekarstwo. Po godzinie poczułam, że głowa mnie już praktycznie nie boli. Spojrzałam na zegarek. Mara wyszła już ze szkoły, lecz miała jeszcze przez dwie godziny lekcje gitary. Byłam więc skazana na siebie. Poszłam na górę, by się ubrać i doprowadzić do porządku.
Wybrałam sweterek w biało-czarne paski oraz jasnoniebieskie jeansy. Założyłam również do tego czarne trampki. Sweter był do nadgarstków, więc nie musiałam zakładać bransoletki która zakryłaby mi znak. Rozczesałam włosy, i zrobiłam sobie warkocza. Jednak nie wyszedł mi taki schludny tylko taki niedbały, lecz to tylko dodało mu uroku.
Zeszłam na dół, by zaparzyć sobie herbatę, gdy usłyszałam dzwonek do drzwi. Wzięłam do ręki klucze, i wyszłam na dwór, by otworzyć dobrze znanej mi osobie.
-Ciekawe skąd wiedziałam, że to ty- zapytałam się Jamsa kiedy usiedliśmy w salonie.
-Może dlatego, że tylko ja tak o ciebie dbam- odparł swoim, dobrze mi znanym tajemniczym głosem- Dlaczego nie było cię w szkole?
-bardzo bolała mnie głowa- odparłam- ale już dobrze się czuję.
-Mam nadzieję- odparł z uśmiechem, lekko się do mnie przysuwając.
Spojrzałam mu w oczy. Patrzył na mnie jakoś tak inaczej niż zwykle. Nie mogę powiedzieć, że mi się to nie podobało. W pewnej chwili poczułam, jak chwyta mnie za rękę, a po chwili się do mnie delikatnie przysunął, tak, że czułam teraz jego oddech.
Tym razem się nie odsunęłam. Cały czas patrzyliśmy sobie w oczy, aż w końcu, James delikatnie mnie pocałował.
----------------------------------------------------------------------------------------------------
Fragment z balem pisany wraz z przyjaciółką.
Dedykacja dla:
Klaudii która komentuje każde moje rozdziały oraz dla Natalki która dostarcza mi rozrywki na lekcjach j. Angielskiego :D
Mam nadzieję, że rozdział się podoba. Chyba nie spodziewaliście się takiego zakończenia? ;D
Nowy rozdział za kilka dni.
CZYTASZ- KOMENTUJESZ
Ojej. *w* A plastyka taka twórcza. Znam to, nieprawdaż Klaudio ? Haah. :) Świetny rozdział <3
OdpowiedzUsuńCo prawda to prawda :*
UsuńNo to na początek wyłącz weryfikację :) Lecimy dalej dzięki za dedyk :D No i teraz co do rozdziału po prostu ŁAŁ !! Heh Gvain to idiota, za to Jeams jest tajemniczy a zarazem słodki xD Co ukrywa? chyba wiem xD a jak zareaguję na jej znak ? hym pozdrawiam i czekam na jeszcze xD
OdpowiedzUsuń