-Że co?- zapytałam przyjaciółki ze zdenerwowaniem.
-NO przecież przedemną tego nie ukryjesz- powiedziała ze śmiechem (No teraz to mnie zamurowało)- pewnie zawaliłaś jakiś sprawdzian, i boisz się powiedzieć o tym rodzicom.
-Co? Nie! To znaczy tak, oczywiście, że tak!- Miałam wrażenie, że brzmię mało przekonująco.
Mara miała cos odpowiedzieć, lecz na salę weszła jedna z pielęgniarek i powiedziała, że muszę już iść.
-No to zobaczymy się wieczorem, cześć!- Powiedziałam z uśmiechem do przyjaciółki i wyszłam przed szpital i zamówiłam taksówkę. Mój transport przyjechał piętnaście minut później. Wsiadłam do auta i kilkanaście minut później byłam w domu.
Kiedy przekroczyłam próg domu pierwsze co zrobiłam to poszłam na górę i wyciągnęłam się na łóżku.
-Mało brakowało- mruknęłam i padłam na twarz. Po chwili zasnęłam.
***
Perspektywa Jamesa
Stałem w parku czekając na Niego. Trzymając w kieszeni obracałem się nerwowo rozglądając na boki.
-Nareszcie jesteś- usłyszałem męski głos za moimi plecami- Masz informacje których potrzebuję?
-Tak- odparłem, lecz zanim sięgnął po kartkę z informacjami dodałem- Dam ci ją, ale muszę mieć pewność, że dziewczynie nic się nie stanie.
Mężczyzna spojrzał na mnie mrużąc groźnie oczy. Jednak ja zignorowałem to obrzucając go chłodnym spojrzeniem.
-Czyżby nagle zaczęło ci na niej zależeć?- Zapytał mnie rozzłoszczonym i jadowitym głosem.
-Nazwij to sobie jak chcesz- powiedziałem zimno- A teraz pozwolisz, że sobie pójdę skoro dałem ci to co chciałeś.
Odwróciłem się i odszedłem zostawiając osłupionego mężczyznę za sobą. Zaciskałem zęby z gniewu. Skręciłem w boczną uliczkę, prowadzącą do mojego domu. Pół godziny później byłem na miejscu. Ze złością otworzyłem drzwi i od razu poszedłem do mojego i tam zatrzaskując za sobą drzwi. Oparłem się plecami o ścianę i schowałem twarz w dłoniach.
-W co ty się wpakowałeś James- powiedziałem do siebie.
Chwile później coś przykuło moją uwagę. W biblioteczce koło okna zauważyłem pewną książkę, którą nie pamiętam abym posiadał. Podszedłem i wziąłem ją do ręki. Była niezwykle ciężka i zakurzona. Ilość stron była zbliżona do ich ilości w słowniku ortograficznym. Na jej ciemnobrązowej okładce, porozmieszczane były ciemnozłote symbole. Zmarszczyłem brwi i zacząłem kartkować księgę. Była zapisana w dziwnym języku, zresztą jak wszystkie książki w miejscu spotkać klanu gwiazdy (Ten termin wbiła mi do głowy Rose). Przewracając kartki starając się co kolwiek zrozumieć. Zatrzymałem się na jednej z ostatnich stron. W lewym górnym rogu przypięte było zdjęcie purpurowego kamienia. Wydawało mi się, że gdzieś go już kiedyś widziałem. Włożyłem pomiędzy te stronnice kartkę, by później do tego wrócić i rozczytać. Zamknąłem księgę i schowałem pod materac. Postanowiłem, że nikomu o tym nie powiem (No może oprócz jednej osoby). Nie wiedziałem jak książka się tu znalazła. Byłem prawie pewny, że nie wróży to nic dobrego. Chciałem zapomnieć o zaistniałej sytuacji. Jednak ta sprawa nie dawała mi spokoju do końca dnia.
***
Perspektywa Rose
W niedzielę byłam już z Marą po lekcjach i zbiegałyśmy na dół by z babcią pojechać do miejsca spotkać klanu. Zresztą jak w każdą niedzielę. Po drodze zabierałyśmy też zawsze Leę i Kelsey.
-Jesteśmy gotowe- krzyknęłam z dołu stojąc już z Marą w kurtkach.
chwilę później dołączyła do nas babcia i wsiadłyśmy do samochodu i pojechałyśmy po siostry.
-Cześć- powiedziały razem wsiadając do samochodu.
Powitałam je skinieniem głowy. Nie odzywałyśmy się przez resztę drogi. Nie rozumiałam tego. W szkole nie da się nas prawie uciszyć, ale w każdą niedzielę jak jedziemy samochodem jest taka cisza jakby nas nie było.
Zeszłyśmy na dół po schodkach i kiedy babcia usiadła przy stole wraz z innymi czarodziejami ja, Mara, Lea i Kelsey zostałyśmy jak zwykle zaproszone gestem reki przez naszego nauczyciela do pokoju obok. Jak zawsze nie mogłam się nadziwić temu pomieszczeniu. Zamiast ścian były tam półki z książkami (Większość kompletnie bezużyteczna, co widać było już po tytułach typu ,, Jak sprawić by twój pies lewitował!” czy ,,jak zostać Yeti? Poradnik dla czarodziei-eskimosów”) a na środku stał wielki stół. Zamiast kamiennej podłogi jak w innych pomieszczeniach tu rosła trawa. Nie wiedziałam jak to jest możliwe, skoro pod nią była lita skała. W powietrzu unosiły się różne symbole i kolorowe ogniki które miały kolor zależny od nastroju osoby najbliżej ich. Kilka razu udało mi się nawet dostrzec wróżkę w gałęziach drzewa które rosło w tej Sali.
Usiadłyśmy przy stole podczas gdy nasz rudowłosy nauczyciel rozpoczął kolejny wykład.
-Dziś zajmiemy się dwoma rzeczami- powiedział- Zamianą w istotę niewidzialną- ducha, oraz odczytywaniem ukrytych symboli. No więc zaklęcie zamiany w ducha wynalazł…
Tu już go jak zwykle nie słuchałam. Mój umysł włączał się dopiero wtedy gdy przechodziliśmy do części praktycznej.
-NO więc kiedy przemienicie się w ducha nikt was nie będzie widzieć- Tu już przestawiłam się na ,,tryb czuwania”- Będziecie widoczne tylko dla osoby której udzielicie na to pozwolenie. Aby przybrać postać w ducha należy skupić się na formie jaką chce się przybrać. Tym razem na postacie niematerialnej. Należy oczyścić umysł ze wszystkich myśli, a następnie delikatnie pochylić się do przodu, by unieść się w powietrze.
Zrobiłam wszystko zgodnie z instrukcją i chyba mi się udało bo poczułam, jak unoszę się delikatnie w powietrze. Nie widziałam również przyjaciółek, co świadczyło o tym, że im się udało.
Nauczyciel rozglądając się po pokoju rozkazał nam z powrotem wrócić do normalnej postaci i powiedział nam jak to zrobić.
-Świetnie- nauczyciel zatarł dłonie- a teraz jak odczytać ukryte symbole.
Wróciłam do gry w buble na telefonie pod stołem podczas gdy nauczyciel mówił o tym jak prawidłowo przejechać ręką nad księgą.
***
Następnego dnia po szkole chodziłam po mieście gdy wpadłam na Jamesa.
-cześć- powiedział z uśmiechem- mogę cię o coś prosić?
-Tak jasne- powiedziałam marszcząc brwi.
-NO ale nie tutaj- po tych słowach James zaciągnął mnie do jednej z prawie pustych kawiarni na rogu.
Usiedliśmy przy jednym z małych dwuosobowych stolików pod ścianą i James wyciągnął z torbą grubą księgę.
-Co to?- zapytałam przyglądając się jej nietypowej okładce.
-Sam chciałbym wiedzieć- powiedział wzruszając ramionami- spójrz na to.
James zaczął szybko kartkować książkę, lecz mogłam zobaczyć język w jakim ona jest zapisana. Blondyn zatrzymał się na jednej z ostatnich stron na której była fotografia jakiegoś kamienia. Nigdy go nie widziałam, ale sądząc po minie Jamesa było to dość ważne. James przewinął jeszcze tą stronę. Następna strona była pusta.
-Wydaje mi się to dziwne, że ktoś zostawił całą stronę pustą, nie sądzisz?- zapytał mnie James.
-Myślę, że mogę ci pomóc- powiedziałam z uśmiechem wpadając na pewien pomysł.
-Spotkajmy się u mnie o 16- powiedział po czym podał mi adres.
Pożegnałam się z nim i poszłam w stronę domu. Kiedy weszłam do pokoju spojrzałam na zegarek. Miałam godzinę. Zeszłam na dół i szybko zjadłam jakiś jogurt. Spojrzałam na zegarek. Miałam jeszcze trochę czasu, lecz postanowiłam już pójść założyć kurtkę by się nie spóźnić, a sądząc po adresie będę szła jakieś 20 minut. Chwilę później byłam już na dworze i zmierzałam w stronę domu blondyna. Idąc parkiem otoczona przez zimowy krajobraz żałowałam, że zima trwa tak długo. Nie mogłam już doczekać się wiosny, chodzenia w bluzach a nie grubych puchowych kurtkach oraz budzenia przez ptaki a nie budzik.
Chwilę później stałam przed domem Jamesa. Nacisnęłam dzwonek i cierpliwie czekałam pod drzwiami. Chwilę później otworzył mi James.
-Cześć- powiedział i uśmiechnął się- wchodź.
Gestem ręki zaprosił mnie do środka. Miał skromnie urządzone mieszkanie. Hol niewiele różnił się od naszego, nie licząc obrazu wiszącego naprzeciwko wejścia.
-Chyba wiem, jak mogę ci pomóc w sprawie książki- odezwałam się.
-Chodź do salonu- powiedział i łapiąc mnie delikatnie za rękę zaprowadził do pomieszczenia.
W salonie byłą biała posadzka i blado-błękitne ściany. Na środku stała czarna kanapa i fotel ustawione naprzeciwko telewizora. Przed nimi stał niewielki, szklany stolik do kawy. Na nim leżała książka którą James pokazał mi w kawiarni. Usiedliśmy na kanapie, a James otworzył książkę, na pustych stronach.
-Domyślam się- zaczęłam- że na tych stronach jest ukryty tekst.
Nie byłam pewna w stu procentach, lecz nic nie zaszkodziło spróbować. Skupiłam się i gestem płynnym gestem przejechałam ręką nad kartką muskając jej stronice delikatnie palcami. Po chwili na stronach zaczęły się pojawiać złote litery, tak jakby pisała je niewidzialna ręka. Trwało to minutę. Przyjrzałam się napisom. Połowa tekstu wyglądała na normalny alfabet. Reszta to był język w jakim zapisana byłą książka.
-To alfabet- powiedziałam z uśmiechem- Można to wszystko przetłumaczyć.
-Tu nic niema- odezwał się James marszcząc czoło.
-Tu przecież wyraźnie widać litery- Byłam wyraźnie zdziwiona- Nie widzisz?
Wykonałam taki ruch jakbym chciała podkreślić tekst który pojawił się na stronie. Jednak po chwili wpadłam na pomysł. Wyjęłam z kieszeni telefon i zrobiłam zdjęcie stronie. Ku mojemu zdumieniu na zdjęciu nie było nic widać.
-Dziwne- mruknęłam.
-Ty je widzisz?- zapytał James przyglądając mi się z ciekawością.
-No tak- wzruszyłam ramionami- Tu jest wyraźnie napisany alfabet nasz, oraz ten ,,książkowy”. Mogę go przepisać, bo to znacznie ułatwi sprawę. Albo od razu przetłumaczyć.
-Jeśli byś mogła- powiedział James całując mnie w czoło- Znacznie by to ułatwiło sprawę.
Po tych słowach James dał mi książkę, a ja wsunęłam ją do torby.
-Postaram ci już jutro ją oddać- powiedziałam kiedy stałam już w drzwiach.
-dziękuję- powiedział i delikatnie mnie przytulił.
-To do jutra- powiedziałam i pomachałam mu idąc już w stronę domu.
Kiedy szłam parkiem wpadłam na pewną osobę, i zawartość torebki wysypała mi się na ziemię.
-------------------------------------------------------------------------------------------------------
Pisząc ten rozdział w ogóle nie miałam weny, więc jest jaki jest. A do tego wszystkiego pokłóciłam się z przyjaciółką, więc nie miałam humoru i nie chciało mi się pisać, no ale w końcu się ogarnęłam i napisałam.
Rozdział dedykuję wszystkim czytelnikom.
P.S Natępnym razem postaram napisać się dłuższy ;/
Bardzo proszę o komentarze, bo to naprawdę wiele dla mnie znaczy.
-NO przecież przedemną tego nie ukryjesz- powiedziała ze śmiechem (No teraz to mnie zamurowało)- pewnie zawaliłaś jakiś sprawdzian, i boisz się powiedzieć o tym rodzicom.
-Co? Nie! To znaczy tak, oczywiście, że tak!- Miałam wrażenie, że brzmię mało przekonująco.
Mara miała cos odpowiedzieć, lecz na salę weszła jedna z pielęgniarek i powiedziała, że muszę już iść.
-No to zobaczymy się wieczorem, cześć!- Powiedziałam z uśmiechem do przyjaciółki i wyszłam przed szpital i zamówiłam taksówkę. Mój transport przyjechał piętnaście minut później. Wsiadłam do auta i kilkanaście minut później byłam w domu.
Kiedy przekroczyłam próg domu pierwsze co zrobiłam to poszłam na górę i wyciągnęłam się na łóżku.
-Mało brakowało- mruknęłam i padłam na twarz. Po chwili zasnęłam.
***
Perspektywa Jamesa
Stałem w parku czekając na Niego. Trzymając w kieszeni obracałem się nerwowo rozglądając na boki.
-Nareszcie jesteś- usłyszałem męski głos za moimi plecami- Masz informacje których potrzebuję?
-Tak- odparłem, lecz zanim sięgnął po kartkę z informacjami dodałem- Dam ci ją, ale muszę mieć pewność, że dziewczynie nic się nie stanie.
Mężczyzna spojrzał na mnie mrużąc groźnie oczy. Jednak ja zignorowałem to obrzucając go chłodnym spojrzeniem.
-Czyżby nagle zaczęło ci na niej zależeć?- Zapytał mnie rozzłoszczonym i jadowitym głosem.
-Nazwij to sobie jak chcesz- powiedziałem zimno- A teraz pozwolisz, że sobie pójdę skoro dałem ci to co chciałeś.
Odwróciłem się i odszedłem zostawiając osłupionego mężczyznę za sobą. Zaciskałem zęby z gniewu. Skręciłem w boczną uliczkę, prowadzącą do mojego domu. Pół godziny później byłem na miejscu. Ze złością otworzyłem drzwi i od razu poszedłem do mojego i tam zatrzaskując za sobą drzwi. Oparłem się plecami o ścianę i schowałem twarz w dłoniach.
-W co ty się wpakowałeś James- powiedziałem do siebie.
Chwile później coś przykuło moją uwagę. W biblioteczce koło okna zauważyłem pewną książkę, którą nie pamiętam abym posiadał. Podszedłem i wziąłem ją do ręki. Była niezwykle ciężka i zakurzona. Ilość stron była zbliżona do ich ilości w słowniku ortograficznym. Na jej ciemnobrązowej okładce, porozmieszczane były ciemnozłote symbole. Zmarszczyłem brwi i zacząłem kartkować księgę. Była zapisana w dziwnym języku, zresztą jak wszystkie książki w miejscu spotkać klanu gwiazdy (Ten termin wbiła mi do głowy Rose). Przewracając kartki starając się co kolwiek zrozumieć. Zatrzymałem się na jednej z ostatnich stron. W lewym górnym rogu przypięte było zdjęcie purpurowego kamienia. Wydawało mi się, że gdzieś go już kiedyś widziałem. Włożyłem pomiędzy te stronnice kartkę, by później do tego wrócić i rozczytać. Zamknąłem księgę i schowałem pod materac. Postanowiłem, że nikomu o tym nie powiem (No może oprócz jednej osoby). Nie wiedziałem jak książka się tu znalazła. Byłem prawie pewny, że nie wróży to nic dobrego. Chciałem zapomnieć o zaistniałej sytuacji. Jednak ta sprawa nie dawała mi spokoju do końca dnia.
***
Perspektywa Rose
W niedzielę byłam już z Marą po lekcjach i zbiegałyśmy na dół by z babcią pojechać do miejsca spotkać klanu. Zresztą jak w każdą niedzielę. Po drodze zabierałyśmy też zawsze Leę i Kelsey.
-Jesteśmy gotowe- krzyknęłam z dołu stojąc już z Marą w kurtkach.
chwilę później dołączyła do nas babcia i wsiadłyśmy do samochodu i pojechałyśmy po siostry.
-Cześć- powiedziały razem wsiadając do samochodu.
Powitałam je skinieniem głowy. Nie odzywałyśmy się przez resztę drogi. Nie rozumiałam tego. W szkole nie da się nas prawie uciszyć, ale w każdą niedzielę jak jedziemy samochodem jest taka cisza jakby nas nie było.
Zeszłyśmy na dół po schodkach i kiedy babcia usiadła przy stole wraz z innymi czarodziejami ja, Mara, Lea i Kelsey zostałyśmy jak zwykle zaproszone gestem reki przez naszego nauczyciela do pokoju obok. Jak zawsze nie mogłam się nadziwić temu pomieszczeniu. Zamiast ścian były tam półki z książkami (Większość kompletnie bezużyteczna, co widać było już po tytułach typu ,, Jak sprawić by twój pies lewitował!” czy ,,jak zostać Yeti? Poradnik dla czarodziei-eskimosów”) a na środku stał wielki stół. Zamiast kamiennej podłogi jak w innych pomieszczeniach tu rosła trawa. Nie wiedziałam jak to jest możliwe, skoro pod nią była lita skała. W powietrzu unosiły się różne symbole i kolorowe ogniki które miały kolor zależny od nastroju osoby najbliżej ich. Kilka razu udało mi się nawet dostrzec wróżkę w gałęziach drzewa które rosło w tej Sali.
Usiadłyśmy przy stole podczas gdy nasz rudowłosy nauczyciel rozpoczął kolejny wykład.
-Dziś zajmiemy się dwoma rzeczami- powiedział- Zamianą w istotę niewidzialną- ducha, oraz odczytywaniem ukrytych symboli. No więc zaklęcie zamiany w ducha wynalazł…
Tu już go jak zwykle nie słuchałam. Mój umysł włączał się dopiero wtedy gdy przechodziliśmy do części praktycznej.
-NO więc kiedy przemienicie się w ducha nikt was nie będzie widzieć- Tu już przestawiłam się na ,,tryb czuwania”- Będziecie widoczne tylko dla osoby której udzielicie na to pozwolenie. Aby przybrać postać w ducha należy skupić się na formie jaką chce się przybrać. Tym razem na postacie niematerialnej. Należy oczyścić umysł ze wszystkich myśli, a następnie delikatnie pochylić się do przodu, by unieść się w powietrze.
Zrobiłam wszystko zgodnie z instrukcją i chyba mi się udało bo poczułam, jak unoszę się delikatnie w powietrze. Nie widziałam również przyjaciółek, co świadczyło o tym, że im się udało.
Nauczyciel rozglądając się po pokoju rozkazał nam z powrotem wrócić do normalnej postaci i powiedział nam jak to zrobić.
-Świetnie- nauczyciel zatarł dłonie- a teraz jak odczytać ukryte symbole.
Wróciłam do gry w buble na telefonie pod stołem podczas gdy nauczyciel mówił o tym jak prawidłowo przejechać ręką nad księgą.
***
Następnego dnia po szkole chodziłam po mieście gdy wpadłam na Jamesa.
-cześć- powiedział z uśmiechem- mogę cię o coś prosić?
-Tak jasne- powiedziałam marszcząc brwi.
-NO ale nie tutaj- po tych słowach James zaciągnął mnie do jednej z prawie pustych kawiarni na rogu.
Usiedliśmy przy jednym z małych dwuosobowych stolików pod ścianą i James wyciągnął z torbą grubą księgę.
-Co to?- zapytałam przyglądając się jej nietypowej okładce.
-Sam chciałbym wiedzieć- powiedział wzruszając ramionami- spójrz na to.
James zaczął szybko kartkować książkę, lecz mogłam zobaczyć język w jakim ona jest zapisana. Blondyn zatrzymał się na jednej z ostatnich stron na której była fotografia jakiegoś kamienia. Nigdy go nie widziałam, ale sądząc po minie Jamesa było to dość ważne. James przewinął jeszcze tą stronę. Następna strona była pusta.
-Wydaje mi się to dziwne, że ktoś zostawił całą stronę pustą, nie sądzisz?- zapytał mnie James.
-Myślę, że mogę ci pomóc- powiedziałam z uśmiechem wpadając na pewien pomysł.
-Spotkajmy się u mnie o 16- powiedział po czym podał mi adres.
Pożegnałam się z nim i poszłam w stronę domu. Kiedy weszłam do pokoju spojrzałam na zegarek. Miałam godzinę. Zeszłam na dół i szybko zjadłam jakiś jogurt. Spojrzałam na zegarek. Miałam jeszcze trochę czasu, lecz postanowiłam już pójść założyć kurtkę by się nie spóźnić, a sądząc po adresie będę szła jakieś 20 minut. Chwilę później byłam już na dworze i zmierzałam w stronę domu blondyna. Idąc parkiem otoczona przez zimowy krajobraz żałowałam, że zima trwa tak długo. Nie mogłam już doczekać się wiosny, chodzenia w bluzach a nie grubych puchowych kurtkach oraz budzenia przez ptaki a nie budzik.
Chwilę później stałam przed domem Jamesa. Nacisnęłam dzwonek i cierpliwie czekałam pod drzwiami. Chwilę później otworzył mi James.
-Cześć- powiedział i uśmiechnął się- wchodź.
Gestem ręki zaprosił mnie do środka. Miał skromnie urządzone mieszkanie. Hol niewiele różnił się od naszego, nie licząc obrazu wiszącego naprzeciwko wejścia.
-Chyba wiem, jak mogę ci pomóc w sprawie książki- odezwałam się.
-Chodź do salonu- powiedział i łapiąc mnie delikatnie za rękę zaprowadził do pomieszczenia.
W salonie byłą biała posadzka i blado-błękitne ściany. Na środku stała czarna kanapa i fotel ustawione naprzeciwko telewizora. Przed nimi stał niewielki, szklany stolik do kawy. Na nim leżała książka którą James pokazał mi w kawiarni. Usiedliśmy na kanapie, a James otworzył książkę, na pustych stronach.
-Domyślam się- zaczęłam- że na tych stronach jest ukryty tekst.
Nie byłam pewna w stu procentach, lecz nic nie zaszkodziło spróbować. Skupiłam się i gestem płynnym gestem przejechałam ręką nad kartką muskając jej stronice delikatnie palcami. Po chwili na stronach zaczęły się pojawiać złote litery, tak jakby pisała je niewidzialna ręka. Trwało to minutę. Przyjrzałam się napisom. Połowa tekstu wyglądała na normalny alfabet. Reszta to był język w jakim zapisana byłą książka.
-To alfabet- powiedziałam z uśmiechem- Można to wszystko przetłumaczyć.
-Tu nic niema- odezwał się James marszcząc czoło.
-Tu przecież wyraźnie widać litery- Byłam wyraźnie zdziwiona- Nie widzisz?
Wykonałam taki ruch jakbym chciała podkreślić tekst który pojawił się na stronie. Jednak po chwili wpadłam na pomysł. Wyjęłam z kieszeni telefon i zrobiłam zdjęcie stronie. Ku mojemu zdumieniu na zdjęciu nie było nic widać.
-Dziwne- mruknęłam.
-Ty je widzisz?- zapytał James przyglądając mi się z ciekawością.
-No tak- wzruszyłam ramionami- Tu jest wyraźnie napisany alfabet nasz, oraz ten ,,książkowy”. Mogę go przepisać, bo to znacznie ułatwi sprawę. Albo od razu przetłumaczyć.
-Jeśli byś mogła- powiedział James całując mnie w czoło- Znacznie by to ułatwiło sprawę.
Po tych słowach James dał mi książkę, a ja wsunęłam ją do torby.
-Postaram ci już jutro ją oddać- powiedziałam kiedy stałam już w drzwiach.
-dziękuję- powiedział i delikatnie mnie przytulił.
-To do jutra- powiedziałam i pomachałam mu idąc już w stronę domu.
Kiedy szłam parkiem wpadłam na pewną osobę, i zawartość torebki wysypała mi się na ziemię.
-------------------------------------------------------------------------------------------------------
Pisząc ten rozdział w ogóle nie miałam weny, więc jest jaki jest. A do tego wszystkiego pokłóciłam się z przyjaciółką, więc nie miałam humoru i nie chciało mi się pisać, no ale w końcu się ogarnęłam i napisałam.
Rozdział dedykuję wszystkim czytelnikom.
P.S Natępnym razem postaram napisać się dłuższy ;/
Bardzo proszę o komentarze, bo to naprawdę wiele dla mnie znaczy.