czwartek, 24 stycznia 2013

Rozdział 4



Weszłam po schodach na górę i wzięłam z szafy wygodniejsze ciuchy. Jednak moją uwagę przykuł leżący na łóżku tajemniczy pakunek. Odwinęłam delikatną folię w którą był zapakowany. W środku było ubranie z karteczką:

  ,,Od teraz jest to wasz mundurek szkolny. Musicie go nosić w każde dni szkolne, bez wyjątku”
                                                                                                                                             Dyrektor Młochowski

-Super- mruknęłam jednak pocieszyłam się tym, że na łóżku Mary leży identyczny pakunek, więc pocierpimy razem.
                Wiem, że jest to trochę egoistyczne z mojej strony, jednak założyłabym wszystko, tylko nie jakiś kiczowaty mundurek szkolny. Ale cóż, raczej wyjścia nie miałam.
                W złym humorze wzięłam ubrania i poszłam do łazienki by się przebrać. Po chwili wyszłam przebrana w wiśniowy sweterek w białe serca i luźne jeansy. Do tego założyłam czarne adidasy. Rozczesałam włosy, i zeszłam na dół.
                Stanęłam w holu czekając na resztę rodziny. Oparłam się o drzwi, i zaczęłam myśleć na temat tego co może się wydarzyć. Nie chciałam okazywać po sobie tego, jak bardzo się bałam. Zamknęłam oczy. Po dzisiejszym dniu byłam strasznie zmęczona, a jutro szkoła i chciałabym się wyspać.
                Jednak, jak widać nie było mi dane wczesne położenie się spać. Otworzyłam oczy, gdy poczułam, jak ktoś kładzie mi rękę na ramieniu. Otworzyłam oczy. Stała przede mną mara w tym samym stroju co wcześniej. Rozczesała i rozpuściła jedynie włosy, które teraz opadały jej kaskadą na plecy.
-Wszystko dobrze?- zapytała wyraźnie zatroskana.
-tak, po prostu jestem strasznie zmęczona- odparłam uśmiechając się do niej.
                Przez chwilę stałyśmy w milczeniu. Nie była to taka krępująca cisza, lecz przyjemna. I tak wiedziałyśmy, o czym myśli druga. Ja z Marą rozumiałyśmy się bez słów. Mara od razu dostrzegała, gdy coś mnie trapi. I tk było i tym razem. Wiedziała, że potrzebuję trochę ciszy by wszystko przemyśleć.
-To jak, gotowe?- zapytał tata wchodząc wraz z mamą i babcią do przedpokoju.
                Każdy potwierdził, i po chwili wszyscy mieliśmy na sobie płaszcze. Jednak gdy kierowaliśmy się do wyjścia babcia odciągnęła mnie na bok.
-Muszę cię przed czymś przestrzec- zaczęła- jak wiesz, dołączycie do klanu. Jednak musicie wiedzieć że Malevolent- tu przerwała i widząc moją minę dodała- tak, to jest nazwisko. No więc nie jest on zbyt pogodny i łaskawy. Gdybyś zaczęła zadawać się z kimś z innego klanu mógłby cię wyrzucić, a wtedy byłabyś w jednym wielkim niebezpieczeństwie. Więc uważaj na siebie, i Marę.
                Po tych słowach, skierowałyśmy się w stronę samochodu skąd wołała nas moja mama. Zajęłam w milczeniu miejsce koło kuzynki, i ruszyliśmy w drogę.
                                                           
                                                                    ***
                Wyjechaliśmy z San Francisko, i zatrzymaliśmy się na kompletnym odludziu przed niewielkim wiejskim domkiem.
                Jego ściany były tak brudne, że nie potrafiłam ocenić w jakim są kolorze. Większość z jego brązowych, porośniętych mchem dachówek odpadała. W tym domu na pewno nikt nie mieszkał.
-To na pewno tutaj?- zapytała się Mara patrząc wymownie na dziurę w dachu zatamowaną wielkim workiem.
-To tutaj- powiedziała babcia i pchnęła wypadające z zawiasów drzwi.
                W środku było strasznie ciemno. Ledwo co udało mi się dostrzec kontury członków mojej rodziny, i większych mebli. Babcia jednym zgrabnym ruchem nadgarstka zapaliła jedną, niewielką świeczkę znajdującą się na drewnianym stoliku.
                Dopiero teraz trochę światła było w domku. Wszystko tu było poprzewracane i porośnięte mchem jak w horrorze. Trudno było uwierzyć, że kiedykolwiek tu ktoś mieszkał.
                Babcia podeszła do regału na książki, i przez chwilę zatrzymała się przed nim jakby czegoś szukała. Ruchem ręki pokazała nam, byśmy do niej podeszli, co uczyniliśmy. Przez chwilę obserwowaliśmy babcię, która w milczeniu przyglądała się regałowi.
                jednak po chwili staruszka wykonała jakiś ruch w powietrzu, a biblioteczka odsunęła się ukazując schody prowadzące w dół.
-To tutaj- oznajmiła po czym zwróciła się do rodziców- wy dalej nie możecie iść. Ja je poprowadzę.
                Po tych słowach zeszłyśmy po kamiennych schodkach za babcią, zostawiając z tyłu rodziców. Dokuczał nam chłód. Wkrótce schody się skończyły i weszłyśmy do wąskiego korytarzyka, w którym było jeszcze bardziej zimno. Ja wraz z Marą zaczęłyśmy trząść się z zimna.
                Jednak to uczucie ustało gwałtownie wraz ze zmianą scenerii. Weszłyśmy do wielkiej jaskini. Na środku stał wielki drewniany stół, a naprzeciwko niego niewielka platforma obok której stała mała fontanna. Dookoła pomieszczenia stało wiele donic z roślinami, o których istnieniu nawet nie wiedziałam.
                Nad stołem, przy którym siedziało około 20 osób była wydrążona w ścianie jaskini skalna półka, na której rósł wielki tajemniczy kwiat, który liście niczym liany spuszczał w dół. W niektórych miejscach jaskini było widać klejnoty powtykane w szczeliny komnaty. Pod jedną ze ścian stała biblioteczka.
                Na nasz widok jeden mężczyzna siedzący u szczytu stołu powoli się podniósł i powiedział zimnym głosem:
-Cieszę się, że jednak Matyldo przyprowadziłaś dziewczyny. Są gotowe?- zapytał, a kiedy babcia niepewnie pokiwała głową zwrócił się do mnie i Mary- Skoro tak, to chodźcie za mną- powiedział a babci gestem ręki kazał zająć miejsce przy stole.
                Poszłyśmy za nim, rumieniąc się pod wpływem wszystkich osób w Sali wpatrzonych w nas nieprzyjemnych wzrokiem. Wśród nich zobaczyłam, że tylko babcia patrzy na nas pocieszającym wzrokiem.
                Mężczyzna zaprowadził nas na platformę, i zataczając ręką w powietrzu krąg sprawił, że dookoła niej zapaliły się unoszące w powietrzu, ciemnofioletowe ogniki. Spojrzałam na Marę. Nawet nie próbowała ukryć tego, że się boi.
- Jesteście gotowe przyłączyć się do nas?- zapytał Malevolent stojąc przed nami z wrogim wyrazem na twarzy.
-Tak- odparłyśmy bez wahania.
-czy jesteście gotowe uczyć się z nami czarów?
-tak- to również powiedziałyśmy bez zastanowienia.
-czy jesteście gotowe służyć nam bez względu na wszystko i przestrzegać naszych zasad?
                Lecz tu ,,tak” od razu powiedziała tylko mara. Ja się zawahałam. Jednak postanowiłam uczynić tak jak zrobiła to Mara. Najwyżej martwić się będę później.
-Tak- powiedziałam, a gdy to uczyniłam z ogników wystrzeliły fioletowe wiązki światła które nas oplotły.
                Przez chwile miałam wrażenie, że coś unosi mnie do góry. I zresztą nie myliłam się. Spojrzałam w dół, i zobaczyłam, że lewituje. Jednak kiedy nasz ,,kokon” zniknął my upadłyśmy na podłogę. Kiedy podniosłam się z ziemi zobaczyłam, że mam na nadgarstku niewielkie, prawie niewidoczne od razu znamię w kształcie czarnego księżyca.
                Spojrzałam na Marę. Ona tez taki miała.
-Możecie już iść- Powiedział Malevolent- jednak pamiętajcie, że w każdą niedziele widzimy się tutaj, podczas gdy my będziemy mieć zebrania, wy będziecie miały lekcje.
                Jednak chciałam zadać kilka pytań. Lecz nie było nam to dane, bo mężczyzna ruchem ręki przeteleportował mnie, Marę i babcię z powrotem przed wiejski domek, po czym zajęłyśmy z babcią miejsce w samochodzie, w którym siedzieli już nasi rodzice.
                                                                           ***
-Mara!- Wrzasnęłam na początek tego pięknego dnia- Weź chodź zobacz jak ja wyglądam!
                Stałam przed lustrem w mundurku szkolnym. Składał się on z białej bluzki z krótkim rękawem, czarnej kamizelki z logo szkoły oraz czarnej spódniczki. Jednak ja założyłam do tego czarne rajstopy w kratkę i białe conversy. Włosy zebrałam w kok i przyozdobiłam czarną kokardą.
-O co ci chodzi?- Zapytała mnie Mara wchodząc do pokoju- Wyglądamy przecież identycznie. A ty nie masz zamiaru ukryć znamienia?
                Zerknęłam na nadgarstek. Ruda miała racje. Powinnam tak jak ona założyć jakąś bransoletkę która zakryłaby mi znak. Szybko podeszłam do szuflady i naciągnęłam na rękę bransoletkę z białymi zawieszkami w kształcie słoników.
-jestem gotowa- oznajmiłam Marze, po czym obie wzięłyśmy torby z podręcznikami i ruszyłyśmy do szkoły która znajdowała się za rogiem.
                                                                             ***
                Wbiegłyśmy zdyszane do klasy, gdyż wyszłyśmy 15 minut za późno i w rezultacie byłyśmy zmęczone.
-Ładnie to tak spóźniać się na pierwszy dzień w szkole?- zapytała patrząc na nas Rogo nauczycielka historii.
                Kobieta miała krótkie siwe włosy i nosiła okulary połówki. Według mnie powinna być już na emeryturze.
-Przepraszamy- powiedziałyśmy, i zajęłyśmy dwa wolne miejsca na końcu.
                Kiedy usiadłyśmy nauczycielka kontynuowała swój monolog na temat starożytnych budowli. Jednak ja przerabiałam to już w Anglii więc po prostu podparłam głowę i wpatrywałam się w przestrzeń, kiedy coś przykuło moją uwagę.
                W ławce obok siedział ten sam idiota który ostatnio odprowadził mnie pod dom. Postanowiłam go ignorować, i zajęłam się odliczaniem do przerwy. Tępo wpatrywałam się w zegarek i kiedy zabrzmiał dzwonek chwyciłam Marę pod rękę i szybko wyszłam z klasy.
-Myślałam, że zanudzę się na śmierć na tej lekcji- powiedziałam jej ciągnąc ją w stronę stołówki.
                wzięłyśmy tacę, i zaczęłyśmy szukać wolnego miejsca. Przeczesałyśmy wzrokiem stołówkę i postanowiłyśmy zająć miejsce koło 3 dziewczyn z naszej klasy.
-hej, możemy się dosiąść?- zapytała Mara przerywając dziewczyną rozmowę.
                Kiedy usiadłyśmy nasze towarzyszki kontynuowały rozmowę nie zwracając na nas uwagi.
-Daj spokój, to najładniejszy chłopak w całej szkole- zdążyłam wyłapać to zdanie z ust ładnej czarnowłosej dziewczyny. Było one odpowiedzią na pytanie blondynki którego nie usłyszałam.
-O kim mówicie?- zapytała Mara
                Czarnowłosa chwilę rozglądała się po Sali po czym wskazała głową na drzwi wejściowe do stołówki w który stał dobrze znany mi idiota. Myślałam, że oszaleję w towarzystwie tych dziewczyn więc przeprosiłam Marę i ruszyłam do wyjścia by zając już miejsce pod salą, lecz kiedy byłam na schodach prowadzących do korytarza w którym mieściła się sala, ktoś mnie zatrzymał.

---------------------------------------------------------------------------------------------------
No i jest kolejny rozdział. Nie wiem, czy z kolejnym uwinę się do ferii które rozpoczynają się u mnie w sobotę. Jak nie, to kolejny (najprawdopodobniej) dopiero po feriach. Ale więcej informacji dam jutro ;)
Mam nadzieję, że rozdział wam się podoba ^-^
jednak najbardziej jestem dumna z nazwiska tego faceta w który przepuszczał je do kręgu. Ach, nie ma to jak google tłumacz xD

Rozdział z dedykacją dla Zuzy z mojej klasy :)


2 komentarze:

  1. Świetny, Mara czy James ją zatrzymał ?? Ach nazwisko rządzi xD
    Szybko pisz następny xD

    OdpowiedzUsuń
  2. Fajny rozdział i ten facet ci się udał. Ehh. Wiem jak to brzmi. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń