Kiedy Się obudziłam poczułam jak ktoś leży obok mnie, i
opiera się o moje plecy. Odwróciłam się, i ujrzałam śpiącą Marę. Można było
dostrzec, że płakała. Oczy miała lekko podpuchnięte, a twarz lekko czerwoną.
,,Ta dziewczyna to jest dopiero silna” pomyślałam patrząc z czułością na
rudowłosą.
Starając
się jej nie obudzić, wzięłam z szafy ubranie i poszłam do łazienki. Łazienka
była mała i przytulna. Z naszym pokojem łączyły ją dębowe drzwi posiadające
mosiężną, żelazną klamkę. Posadzka i ściany były w kolorze bardzo jasnego
turkusu. Reszta była nieskazitelnie biała.
W
błyskawicznym tempie się przebrałam. Wybrałam czerwony sweterek z wydzierganym
na środku uśmiechniętym kaktusem. Do tego wcisnęłam się (cud się stał!) w moje
ulubione czarne rurki, z białym paskiem.
Spojrzałam
w lustro. Po moich napuchniętych oczach nie było już prawie śladu. Moje
kasztanowe włosy rozczesałam i zarzuciłam za plecy. Lekko się pomalowałam.
Pociągnęłam błyszczykiem usta a oczy pomalowałam delikatnie brązowym cieniem,
by pasował do moich orzechowych oczu. Do tego założyłam czerwone tenisówki.
Zadowolona
z siebie wyszłam z łazienki, i postanowiłam obudzić śpiącą Marę, choć była
dopiero godzina 9. Podeszłam do niej i potrząsnęłam nią lekko chwytając ją za
ramiona.
-Co się stało?- zapytała przecierając oczy- wiesz która jest
godzina?
-Już po 9- odparłam, i uśmiechnęłam się- chodź, coś nam na
dziś zaplanowałam.
Mara
nie odpowiedziała, tylko wstała z łóżka, i biorąc z szafy ubrania skierowała
się do łazienki. Pościeliłam łóżku, i położyłam się na nim by w czekaniu na
rudą poczytać jakieś czasopismo. Wzięłam do ręki pierwsze lepsze i zaczęłam
czytać. Było wprawdzie więcej zdjęć niż tekstu, ale tym razem mi to nie
przeszkadzało.
Po
jakiś 15 minutach Mara wyszła z łazienki zwarta i gotowa. Była ubrana w
jasnoniebieskie jeansy i żółtą bluzkę w czarne pasy i długim rękawem. Na to
zarzuciła czarną kamizelkę bez rękawów. Rude włosy zebrała w kok który
przyozdobiła różową kokardką pasującą jej do różowych trampek.
Musiałam
przyznać, że wyglądała ślicznie.
-To dziś robimy?- zapytała mnie roześmiana.
-Proponuję wybrać się na wycieczkę po calutkim mieście-
zaproponowałam, i widząc jej minę dodałam- wsiądziemy do tych specjalnych
autobusów.
Po tym
zapewnieniu Mara zgodziła się od razu. W świetnych nastrojach zeszłyśmy na dół,
gdzie natknęłyśmy się na moją mamę.
-Co wy dziś w takich dobrych nastrojach?- zapytała z
uśmiechem.
-Same nie wiemy- odparłam z uśmiechem- idziemy teraz na małą
wycieczkę, i w odpowiedzi na jej pytanie czy daleko dodałam- pojedziemy tym
autobusem dla turystów.
-Tylko proszę, bądźcie w domu przed dziewiątą- powiedziała i
widząc nasze miny dodała- ma to związek z waszymi zdolnościami. Będziecie
musiały dołączyć do jednego z klanu. Oczywiście dołączycie do tego, do którego
chodzili wszyscy wasi przodkowie. A poza tym jesteśmy zaprzyjaźnieni z jego
dowódcą.
Nie
chciałam się sprzeciwiać. Szczerze mówią miałam to w nosie co postanowią. Dziś
chciałam jedynie wesoło spędzić dzień z przyjaciółką. A raczej kuzynką. Przez tyle
lat była dla mnie przyjaciółką, i teraz trudno mi było myśleć o niej jak o
kuzynce.
Lecz
moje przemyślenia przerwała mi Mara ciągnąc mnie za rękę w stronę holu.
Narzuciłyśmy na siebie płaszczyki i wyszłyśmy prosto w odmęty deszczowego San
Francisko
***
Zajęłyśmy
miejsca w autobusie. Usiadłyśmy na górze, ponieważ nie było tam dachu i mogłyśmy
mieć na wszystko doskonały widok. Całe szczęście, że się ociepliło i mogłyśmy
zdjąc płaszczyki. Zajęłyśmy miejsca na końcu (sama nie wiem czemu, tak nam
jakoś pasowało <3).
Lecz
ledwo ruszyliśmy, a już rozległ się głos przewodniczki, która przywitała nas
okrzykiem oznajmiając że ,,Imprezę czas zacząć!”. Myślałam, że już na początku
się załamię. Podkuliłam więc nogi i oparłam na nich brodę.
Nagle
pochyliła się nade mną Mara:
-Miałyśmy się dobrze bawić- oznajmiła- pamiętaj, że to
ostatni dzień wakacji.
Dopiero
teraz sobie przypomniałam o tym i o podręcznikach szkolnych leżących w walizce.
Przyznałam więc rudej racje, i postanowiłam nie przejmować się przewodniczką,
która właśnie zachwycała się wiewiórką którą dostrzegła w parku.
Zaczęłam
więc wraz z Marą rozglądać i podziwiać uroki San Francisko. Chyba dopiero teraz
dostrzegłam uroki tego miasta. Dookoła w parkach latało wiele motyli. Widziałam
też pary siedzące w niewielkich kawiarenkach. Wiele ludzi robiło pikniki.
-O czym myślisz?- usłyszałam rozbawiony głos Mary.
-O wszystkim co właśnie mnie otacza- odparłam i uśmiechnęłam
się widząc dwójkę dzieci bawiącą się w piaskownicy.
Nagle
dostrzegłam coś w tłumie osób siedzących w autobusie. A raczej kogoś.
Zobaczyłam pewnego jasnowłosego chłopaka z niebieskimi oczami. Opierał się
nonszalancko o barierkę w autobusie. Momentalnie się zarumieniłam i odwróciłam
wzrok, bo przypomniałam sobie o wpadce w kawiarni.
Jeździłyśmy
tak jeszcze godzinę. Spojrzałam na zegarek, który wyświetlał godzinę 12:30.
Miałyśmy jeszcze dużo czasu.
-A może pójdziemy na zakupy?- zapytałam Mary z uśmiechem na
ustach
Ruda
entuzjastycznie przytaknęła. Wysiadłyśmy z autobusu, i skierowałyśmy się w
stronę sklepu ,,Abercrombie”. Nie wiem ile spędziłyśmy czasu w przebieralni. W
końcu Mara wybrała sobie uroczą białą sukienkę. Miała wzorek w czarne kwiatki.
Nie miała ramiączek.
Ja
wybrałam sobie podobną, tylko bladoróżową w białę kwiatki, a do tego białe
szpilki. Obie byłyśmy zadowolone z zakupu. Umówiłyśmy się ze sobą, że ubierzemy je gdy
tylko nadarzy się okazja założymy nasze zdobycze. Spojrzałam na zegarek.
Wskazywał godzinę 16:00.
-Trzeba już wracać- oznajmiła mi ruda, zaglądając mi przez
ramię.
-Tak, chodź- powiedziałam, i zaraz sobie o czymś
przypomniałam- o kurde! Zostawiłam na przystanku torebkę! Weź mój płaszcz i
zakupy, wracaj do domu!
-Nie będzie ci zimno?!- zawołała za mną, lecz ja już jej nie
słyszałam bo pognałam w stronę przystanku.
***
Dobiegłam
w końcu na przystanek, lecz nigdzie nie było mojej torebki. Zajrzałam pod
ławkę, a nawet do kosza. Pomyślałam, że pewnie ktoś ją zabrał, i że już jej nie
znajdę.
Zrezygnowana
usiadłam na chodniku. Oparłam czoło na kolanach i objęłam się za szyję rękami.
Zastanawiałam się, czemu ja zawsze muszę być taka roztrzepana. W Anglii nie raz
zdażyło mi się czegoś zapomnieć, ale nigdy torebki. Miałam tam telefon, aparat,
portfel i inne cenne rzeczy.
Myślałam,
że spalę się ze wstydu. Jak stawię się w domu bez torebki, to mama urwie mi
chyba głowę.
-To chyba twoje- usłyszałam męski chłodny głos i spojrzałam
w górę.
Stał
nade mną ten sam chłopak, który pomógł mi wytrzeć kawę w kawiarni i którego
dojrzałam w autobusie.
-Tak, to moje- odparłam patrząc na swoje tenisówki-
dziękuję.
-Nie ma za co- odparł i podał mi torebkę- nazywam się James.
-A ja Rose.
-Miło mi cię poznać- stwierdził, ale jego chłodny ton głosu
się nie zmienił- masz 15 lat?
-Tak, a ty?
-Ja mam 16- odparł- najprawdopodobniej będziemy w tej samej
klasie.
Nie
odpowiedziałam, bo po prostu nie wiedziałam co. Po prostu wzruszyłam ramionami.
Nagle na moich ramionach pojawiła się gęsia skórka. Poczułam na swojej skórze
zimny powiew.
-Zimno ci- bardziej stwierdził niż zapytał James, i nie
czekając na moją odpowiedź, narzucił mi na ramiona swoją kurtkę.
-Dziękuję-odparłam
-Naprawdę, nie ma za co- usłyszałam głos chłopaka i po raz
pierwszy zdawało mi się, że w głosie chłopaka nie było żadnego chłodu, sarkazmu
czy ironii.- Wiesz, muszę już iść do domu.
-Odprowadzę cię- i nie zważając na moje protesty poszedł za
mną.
Wsiedliśmy
do pierwszego autobusu który jechał w pobliże mojego domu. Nie odzywaliśmy się
do siebie przez całą drogę. W końcu stanęliśmy przy furtce prowadzącej do
mojego domu. Otworzył przedemną furtkę. PO raz pierwszy poczułam się tak jakbym
zyskała przyjaciela.
-To do jutra- powiedział James, i po chwili dodał-
przepraszam, że byłem taki zimny. Ja już po prostu taki jestem. Lepiej by dla
ciebie było, żebyś o tym wszystkim zapomniała, co się dziś stało. Nie chcę cię
później ranić.
I po
tych słowach oddalił się. Nie wiedziałam co powiedzieć. Myślałam, że będzie
moim przyjacielem, a zamiast tego… Nie wiedziałam co powiedzieć. Byłam
wściekła.
-Skoro tak, to żegnaj.- odpowiedziałam mu chłodno i wchodząc do domu mocno trzasnęłam drzwiami.
-Skoro tak, to żegnaj.- odpowiedziałam mu chłodno i wchodząc do domu mocno trzasnęłam drzwiami.
W złym
humorze poszłam na górę by spakować się do szkoły, i poczekać na wyjazd z
rodzicami.
-----------------------------------------------------------------------------------------------------
No cóż... To jest mój z pewnością najgorszy rozdział!! Połowa powstała w domu, a druga w szkole, na języku Polskim. Sama nawet nie wiem, kto chce czytać te moje wypociny xD
Rozdział z dedykacją dla Klaudii :)
-----------------------------------------------------------------------------------------------------
No cóż... To jest mój z pewnością najgorszy rozdział!! Połowa powstała w domu, a druga w szkole, na języku Polskim. Sama nawet nie wiem, kto chce czytać te moje wypociny xD
Rozdział z dedykacją dla Klaudii :)
Aww... na początek dzięki za dedykację xD Dalej co ty gadasz ? jaki najgorszy ?? chyba nie wiesz co piszesz xD No cóż ja czytam, moja przyjaciółka Black (ten kochana szajba) też :D tylko u niej cienko z komentarzami xD Co do rozdziału to czegoś nie rozumiem skoro on ma 16 a ona 15 to czego do jednej klasy ?? I wg nie było nic wspomniane o szkole xD Co dalej... hym James jest zimy, a zarazem słodki. Dziwne i interesujące połączenie, ciekawa i tajemnicza postać. Skoro nie chce się z nią przyjaźnić to po co jej pomaga ? A ona wg oddała mu tą kurtkę ?? Tyle pytań xD hym świetny rozdział i czekam na następny xD
OdpowiedzUsuńOddała mu kurtkę, tylko sorka, zapomniałam o tym :<
UsuńA o do szkoły, to chyba wcześniej wspomniałam, nie pamiętam. A do tej samej klasy, bo ona ma rocznikowo 16. :>
Tam powinna być (ta kochana szajba) xD I kiedy następny rozdział?
UsuńPostaram się napisać go jak najszybciej :>
Usuń:D Ach i dzięki za pomysł jak ubrać bohaterkę, bo już nie miałam pomysłów xD (chodzi o kamizelkę bez rękawków). Ehh zaćmę mam xD pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuń