Podkład:
Skillet: Comatose
(Sorka, że podałam tak ale na laptopie taka niezorientowana jestem szczególnie, że nie mogę skopiować adresu strony, nie wiem czemu >.<)
------------------------------------------------------------------------------------------
Odwróciłam się i stanęłam twarzą w twarz z Jamsem.
-Czego chcesz?- zapytałam się go ,,grzecznie”.
-Pogadać- odparł.
-Wiesz nie mam czasu- odparłam mu chłodno- myślałam, że wczoraj wszystko sobie wyjaśniliśmy.
Po tych słowach zaczęłam zmierzać w kierunku sali. Kiedy rzuciłam plecak pod ścianę, James chwycił mnie delikatnie za nadgarstek.
-Przepraszam- powiedział patrząc mi w oczy.
-Kiedyś już to słyszałam- powiedziałam wyrywając rękę z jego uścisk.
-Ale ja naprawdę przepraszam- powiedział- wczoraj wszystko przemyślałem. Zachowałem się jak idiota.
Nie wiedziałam co powiedzieć, bo przyznanie mu teraz racji, byłoby co najmniej grubiańskie. Po prostu stałam i wpatrywałam się w swoje buty.
-A więc nic nie powiesz?- zapytał unosząc jedną brew i czekając na moją reakcję- Nie wiem po co ja się nawet staram cię przeprosić, skoro i tak nie przyjmiesz moich przeprosin.
James już odchodził, a ja nadal stałam w miejscu robiąc się czerwona na twarzy.
-Poczekaj!- krzyknęłam za nim gdy już miał skręcić w boczny korytarz.
Pobiegłam za nim. Kiedy go dogoniłam stanęłam przed nim i uniosłam głowę do góry by spojrzeć mu w oczy, ponieważ sięgałam mu ledwo do ramienia.
-To ja przepraszam- powiedziałam spuszczając głowę- skoro po prostu nie chciałeś się ze mną przyjaźnić, powinnam po prostu przyjąć to do wiadomości a nie tak zareagować.
-To nie jest twoja wina- powiedział spoglądając na mnie z góry i kładąc mi rękę na ramieniu.
Chciałam coś powiedzieć, lecz zadzwonił dzwonek informujący o nadchodzącej lekcji matematyki. Westchnęłam i skierowałam się do sali, lecz James chwycił mnie za rękę.
-Dziękuję, że mi wybaczyłaś- powiedział posyłając i blady uśmiech, który ja oczywiście z grzeczności odwzajemniłam.
Wraz z Jamsem skierowałam się do sali i kiedy stanęłam pod ścianą zobaczyłam Marę biegnącą w moim kierunku. Dobiegła do mnie zdyszana.
-Przez ten cały czas szukałam klasy!- powiedziała- ale całe szczęście, że mi się już znalazłaś.
Nic nie powiedziałam, po prostu ją przytuliłam. Kilka chwil później przyszła nauczycielka. Była to siwowłosa kobieta w podeszłym wieku. Pierwsze co zrobiła, to kazała się nam ustawić w rzędzie pod tablicą.
-Witam was- rzekła donośnym głosem- Pewnie zastanawiacie się, czemu nie możecie od razu wybrać miejsc? Otóż, każdy by usiadł z tym kogo lubi najbardziej, a wtedy nie uważalibyście na lekcji. Więc to ja wybiorę wam miejsca oraz to, z kim będziecie siedzieć. wybiorę wam miejsca oraz to, z kim będziecie siedzieć.
,,No to super” pomyślałam, opierając się plecami o tablicę, podczas gdy nauczycielka wytykała każdemu miejsce.
W pewnym momencie zauważyłam, że bez miejsca zostałam tylko ja, Mara, James i kilka innych osób. W pewnym momencie, nauczycielka która zapewne pochodziła z epoki kamienia posadziła Marę z jakąś blondynką. Teraz wiedziałam, że już na pewno mam przechlapane.
Rozejrzałam się po klasie. Każdy już miał swoje miejsce oprócz mnie, Jamsa i czarnowłosej dziewczyny ze stołówki.
Spojrzałam na nauczycielkę. Miała taką minę, jakby się nad czymś wyraźnie zastanawiała.
-Ty usiądziesz tam pod ścianą- powiedziała wskazując dziewczynie palcem pojedynczą ławkę pod ścianą. Nie wiedziałam, że można mieć aż tak wielkiego pecha. Ta baba mogła mi przydzielić każdego, a tu akurat padło na niego.
-A wy usiądziecie tam- rzekła wskazując nam ławkę koło okna.
Wściekła poszłam zająć wskazane nam miejsce. Usiadłam i z torby wyjęłam potrzebne podręczniki, lecz nie mogłam się skupić, kiedy ten idiota siedział koło mnie. Lecz postanowiłam jednak go ignorować, i porządnie skupić się na zadaniu w zeszycie.
Zaczęłam analizować zadanie, lecz nie mogłam go rozwiązać. Mocno już zirytowana po raz setny czytałam treść zadania bębniąc przy tym ołówkiem o ławkę.
-Pomóc ci?- usłyszałam znajomy głos.
-Nie, dziękuję- odparłam chłopakowi posyłając mu wymuszony uśmiech.
-Jak chcesz- odparł wzruszając ramionami.
Czułam się podle. Ktoś proponował mi pomoc które zresztą potrzebowałam a ja ją odrzuciłam z powodu własnej dumy. Zawsze strasznie denerwowało mnie takie zachowanie a teraz sama się tak zachowałam.
-Przepraszam cię- powiedziałam- pomożesz mi?
Chłopak uśmiechnął się do mnie delikatnie, i zaczął tłumaczy mi zadanie. Muszę przyznać, że dopiero teraz dzięki niemu zaczęłam coś rozumieć. Kiedy skończyłam robić z jego pomocą zadanie od razu zadzwonił dzwonek.
-Jeszcze raz ci dziękuję- powiedziałam do niego wychodząc z sali.
-Nie ma za co- odparł wzruszając ramionami- jaki przedmiot teraz mamy?
-plastykę, na najniższym piętrze.
Po tych słowach skierowaliśmy się w stronę schodów prowadzących na dół. Lecz ja, przez swoją nieuwagę potknęłam się o jeden z pierwszych stopni i spadając ze schodów, straciłam przytomność.
***
Obudził mnie przeraźliwy ból z tyłu głowy. Kiedy otworzyłam oczy, poraziła mnie biel sufitu w pomieszczeniu w którym się znajdowałam.
-jak się czujesz?- Usłyszałam męski głos.
Odwróciłam się w stronę osoby która wypowiedziała te słowa.
-Dobrze- odparłam
James przekrzywił głowę i zaczął mi się przyglądać.
-Nie boli cię głowa?- zapytał
-Trochę, ale przeżyję.
Nie zważając na moje protesty chłopak podniósł się z krzesła, po czym wrócił z torbą z lodem i przyłożył mi ją z tyłu głowy.
-Dziękuję- powiedziałam- Jak się tu znalazłam?
-Potknęłaś się, i straciłaś przytomność. Przyniosłem cię tu, do gabinetu pielęgniarki która przed chwilą wyszła by coś załatwić.
Nie wiedziałam co powiedzieć. Byłam mu naprawdę wdzięczna za to, że się mną zajął.
-Dziękuję ci- powiedziałam i posłałam mu uśmiech- Ile lekcji mnie ominęło?
-Ostatnia właśnie się kończy- odparł- pielęgniarka mi powiedziała, że jak się obudzisz mam odprowadzić cię do domu. Nie boli cię kostka?
Pokręciłam głową po czym wstałam i nałożyłam na siebie płaszcz.
-Możemy iść- powiedziałam z uśmiechem który James (chyba po raz pierwszy widziałam by szczerze się uśmiechnął!) odwzajemnił i ramię w ramię wyszliśmy z gabinetu pielęgniarki.
***
-Na pewno dobrze się czujesz?- zapytał się mnie James po raz setny.
-tak, na pewno- odparłam idąc koło niego i podpierając się na jego ramieniu, ponieważ kostka dawała jednak o sobie znać.
Byliśmy w połowie drogi do mojego domu kiedy przechodziliśmy koło parku. Zaczęła mnie tak boleć kostka, że aż syknęłam z bólu.
-Może usiądziemy na chwilę- zapytał mnie James widząc moją twarz wykrzywioną z bólu i wskazując ławkę, znajdującą się najbliżej nas.
Pokiwałam głową gdyż kostka zaczęła mnie strasznie boleć.
-A mówiłaś, że cię kostka nie boli- powiedział spokojnie James kiedy usiedliśmy na ławce.
-Dopiero teraz mnie rozbolała- odparłam- ale wytrzymam.
-Dlaczego tak bardzo starasz się ukryć to, jak bardzo cię boli- zapytał chłopak przekrzywiając głowę i lekko ściskając moją rękę.
-Wytrzymam- odparłam usiłując wstać, lecz James mnie wyprzedził i lekko się schylił, bym mogła podeprzeć się na jego ramieniu- Dziękuję ci.
Zaczęliśmy z powrotem zmierzać do mojego domu. Kiedy stanęliśmy przy furtce James schylił się i delikatnie pocałował mnie w czoło.
-Mam nadzieję, że nic ci nie jest- powiedział do mnie, patrząc mi w oczy.
-Dziękuję, że mi pomogłeś- odparłam przytulając się do niego- To do zobaczenia.
Po tych słowach zaczęłam zmierzać w stronę drzwi przy których odwróciłam się by pomachać mu na do widzenia a on posłał mi delikatny uśmiech.
Kiedy weszłam do domu, i zdjęłam płaszcz oraz buty pierwsza podeszła do mnie babcia.
-Czemu nie jesteś w szkole?- zapytała patrząc na mnie spod swoich okularów połówek.
-Skręciłam kostkę, spadając ze schodów, i zostałam wcześnie wypuszczona ze szkoły- odparłam wzruszając ramionami.
-Kim był ten chłopak który cię odprowadził- babcia nie dawała za wygraną.
-To był James, kolego z klasy- odpowiedziałam przewracając oczami- mogę iść na górę?
-Tak możesz, tylko proszę cię, uważaj. Niektóre osoby mogą nie być tymi, za które się podają.
Po tych słowach które padły z ust babci skierowałam się do schodów i pierwsze co zrobiłam to padłam na łóżko. Cały czas zastanawiałam się nad słowami babci. ,,Niektóre osoby mogą nie być tymi, za które się podają” te słowa cały czas szumiały mi w uszach. Jednak nie miałam czasu by się nad nimi głębiej zastanowić, bo kilka minut później zasnęłam.
***
-Rose, obudź się- to były pierwsze słowa, które usłyszałam tego dnia. Otworzyłam oczy i ujrzałam Marę pochylającą się nade mną.
-No cześć rudzielcu- odparłam przecierając oczy- Wczoraj był piękny, pierwszy dzień w szkole co nie? Szczególnie dla mnie.
-Ale za to dziś nie idziesz do szkoły- odparła- Miałam cię obudzić, by cię powiadomić o tym, że będziesz dziś sama w domu ponieważ babcia wyjeżdża i wróci wieczorem, a rodzice do pracy, i też wrócą w godzinach wieczornych. A ja po szkole mam dodatkowe zajęcia z gry na gitarze, ale jak chcesz to zrezygnuję.
Powiedziałam jej, by na nie poszła. Nie chciałam odbierać jej przyjemności, przez moją kostkę. Nie byłam przecież egoistką.
Pół godziny później, moja kuzynka poszła do szkoły a ja zostałam sama. Położyłam się więc na łóżku, nałożyłam na uszy słuchawki i zaczęłam słuchać muzyki. Na pierwszy ogień poszło ,,Bleeding Love” Leony Lewis.
Wsłuchałam się w piosenkę i zamknęłam oczy. Nie wiem ile tak leżałam, i wciskałam replay za każdym razem gdy piosenka się kończyła. Mogłabym tak leżeć w nieskończoność. Jednak w pewnym momencie w MP3 zabrakło baterii.
Westchnęłam i poszłam wziąć ubranie z szafy by doprowadzić się do porządku. Wzięłam pierwsze lepsze ciuchy z brzegu i lekko kulejąc skierowałam się do łazienki.
Kiedy byłam już ubrana zeszłam na dół do kuchni i zaczęłam robić sobie herbatę. Kiedy była gotowa powoli sączyłam napój wpatrując się w zegarek. Mara skończyła już lekcje i pewnie teraz zmierzała na lekcję gry na gitarze.
Położyłam się z herbatą w ręku na kanapie i wzięłam jakieś pierwsze lepsze czasopismo. Zaczęłam czytać, lecz kiedy doszłam do drugiej strony zadzwonił dzwonek.
Poderwałam się z tapczanu i podeszłam do okna, by sprawdzić kto przyszedł. Kiedy zobaczyłam znajomego mi chłopaka mimowolnie się uśmiechnęłam. Wzięłam więc klucze i lekko kulejąc wyszłam na dwór by mu otworzyć drzwi.
-Jak się czujesz?- Były to pierwsze słowa które od niego dziś usłyszałam.
-Dobrze, dziękuję- odparłam i gestem ręki zaprosiłam go do środka.
Poszliśmy do kuchni.
-chcesz się czegoś napić?- zapytałam go, ale chłopak pokręcił głową.
Przez chwilę staliśmy w milczeniu. Nie wiedziałam jak zacząć rozmowę.
-fajna bluzka- powiedział James z drwiącym uśmiechem na ustach.
Przez chwilę cieszyłam się, że to on zaczął rozmowę. Jednak po chwili dotarł do mnie sens tych słów i myślałam, że spalę się ze wstydu.
dopiero teraz zobaczyłam, jak się ubrałam. Miałam na sobie zielone spodnie od dresu oraz różową bluzkę z uśmiechniętym grejpfrutem.
-dziękuję- odparłam czym trochę zbiłam go z tropu.
-Nie ma za co- odparł- Do twarzy ci z pomarańczą na bluzce.
-To jest grejpfrut bystrzaku. Widziałeś kiedyś pomarańczową pomarańczę?
W tym momencie James parsknął śmiechem. Przez chwilę nie wiedziałam z czego się tak śmieje, lecz po chwili dotarło do mnie to, co przed chwilą powiedziałam. W rezultacie walnęłam się ręką w czoło.
-Nie no, mądra to ja jestem- powiedziałam do siebie ledwo powstrzymując śmiech.
lecz po chwili nie wytrzymałam i zaczęłam się śmiać razem z nim. Kiedy w końcu skończyliśmy pierwszy odezwał się James:
-Może cię tym zaskoczę, ale uwierz mi, że widziałem.
Po tych słowach zrobił krok w moją stronę tak, że dzieliło nas teraz kilka centymetrów. Zadarłam głowę do góry i spojrzałam w mu o w oczy. Staliśmy tak z minutę.
W pewnym momencie James położył mi rękę na ramieniu i lekko zbliżył twarz do mojej. Teraz dzieliły nas tylko minimetry. Lecz to ja pierwsza się ocknęłam i zrobiłam krok do tyłu.
-Przepraszam- powiedział James- Ja naprawdę nie chciałem…
-Nie masz za co przepraszać- przerwałam mu- po prostu zapomnijmy.
Po tych słowach posłałam mu delikatny uśmiech, który on odwzajemnił. ,,Może nie jest aż takim idiotą za jakiego go uważałam” pomyślałam.
-O czym myślisz?- usłyszałam głos Jamsa.
-Że chyba nie jesteś aż takim strasznym idiotą- odparłam wzruszając ramionami w ,,Jamsowy” sposób.
-To się cieszę- odparł całując mnie delikatnie w czoło- Wiesz, ja chyba będę już iść. To do jutra.
Po tych słowach odprowadziłam go do furtki i pomachałam mu na pożegnanie. Jedyny kłopot polegał na tym, że przez cały dzisiejszy dzień myślałam o nim cały czas.
---------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Internet jest, ale nie chodzi w ekspresowym tempie. No ale i tak dobrze, że w ogóle jest.
Rozdział pisałam dwa dni. <3
I (Nie wierzę, że to mówię!) jest to jeden z tych nielicznych, rzadkich, prawie wymarłych rozdziałów które mi się nawet podobają.
Mam nadzieję, że wam się spodoba :)
-Pogadać- odparł.
-Wiesz nie mam czasu- odparłam mu chłodno- myślałam, że wczoraj wszystko sobie wyjaśniliśmy.
Po tych słowach zaczęłam zmierzać w kierunku sali. Kiedy rzuciłam plecak pod ścianę, James chwycił mnie delikatnie za nadgarstek.
-Przepraszam- powiedział patrząc mi w oczy.
-Kiedyś już to słyszałam- powiedziałam wyrywając rękę z jego uścisk.
-Ale ja naprawdę przepraszam- powiedział- wczoraj wszystko przemyślałem. Zachowałem się jak idiota.
Nie wiedziałam co powiedzieć, bo przyznanie mu teraz racji, byłoby co najmniej grubiańskie. Po prostu stałam i wpatrywałam się w swoje buty.
-A więc nic nie powiesz?- zapytał unosząc jedną brew i czekając na moją reakcję- Nie wiem po co ja się nawet staram cię przeprosić, skoro i tak nie przyjmiesz moich przeprosin.
James już odchodził, a ja nadal stałam w miejscu robiąc się czerwona na twarzy.
-Poczekaj!- krzyknęłam za nim gdy już miał skręcić w boczny korytarz.
Pobiegłam za nim. Kiedy go dogoniłam stanęłam przed nim i uniosłam głowę do góry by spojrzeć mu w oczy, ponieważ sięgałam mu ledwo do ramienia.
-To ja przepraszam- powiedziałam spuszczając głowę- skoro po prostu nie chciałeś się ze mną przyjaźnić, powinnam po prostu przyjąć to do wiadomości a nie tak zareagować.
-To nie jest twoja wina- powiedział spoglądając na mnie z góry i kładąc mi rękę na ramieniu.
Chciałam coś powiedzieć, lecz zadzwonił dzwonek informujący o nadchodzącej lekcji matematyki. Westchnęłam i skierowałam się do sali, lecz James chwycił mnie za rękę.
-Dziękuję, że mi wybaczyłaś- powiedział posyłając i blady uśmiech, który ja oczywiście z grzeczności odwzajemniłam.
Wraz z Jamsem skierowałam się do sali i kiedy stanęłam pod ścianą zobaczyłam Marę biegnącą w moim kierunku. Dobiegła do mnie zdyszana.
-Przez ten cały czas szukałam klasy!- powiedziała- ale całe szczęście, że mi się już znalazłaś.
Nic nie powiedziałam, po prostu ją przytuliłam. Kilka chwil później przyszła nauczycielka. Była to siwowłosa kobieta w podeszłym wieku. Pierwsze co zrobiła, to kazała się nam ustawić w rzędzie pod tablicą.
-Witam was- rzekła donośnym głosem- Pewnie zastanawiacie się, czemu nie możecie od razu wybrać miejsc? Otóż, każdy by usiadł z tym kogo lubi najbardziej, a wtedy nie uważalibyście na lekcji. Więc to ja wybiorę wam miejsca oraz to, z kim będziecie siedzieć. wybiorę wam miejsca oraz to, z kim będziecie siedzieć.
,,No to super” pomyślałam, opierając się plecami o tablicę, podczas gdy nauczycielka wytykała każdemu miejsce.
W pewnym momencie zauważyłam, że bez miejsca zostałam tylko ja, Mara, James i kilka innych osób. W pewnym momencie, nauczycielka która zapewne pochodziła z epoki kamienia posadziła Marę z jakąś blondynką. Teraz wiedziałam, że już na pewno mam przechlapane.
Rozejrzałam się po klasie. Każdy już miał swoje miejsce oprócz mnie, Jamsa i czarnowłosej dziewczyny ze stołówki.
Spojrzałam na nauczycielkę. Miała taką minę, jakby się nad czymś wyraźnie zastanawiała.
-Ty usiądziesz tam pod ścianą- powiedziała wskazując dziewczynie palcem pojedynczą ławkę pod ścianą. Nie wiedziałam, że można mieć aż tak wielkiego pecha. Ta baba mogła mi przydzielić każdego, a tu akurat padło na niego.
-A wy usiądziecie tam- rzekła wskazując nam ławkę koło okna.
Wściekła poszłam zająć wskazane nam miejsce. Usiadłam i z torby wyjęłam potrzebne podręczniki, lecz nie mogłam się skupić, kiedy ten idiota siedział koło mnie. Lecz postanowiłam jednak go ignorować, i porządnie skupić się na zadaniu w zeszycie.
Zaczęłam analizować zadanie, lecz nie mogłam go rozwiązać. Mocno już zirytowana po raz setny czytałam treść zadania bębniąc przy tym ołówkiem o ławkę.
-Pomóc ci?- usłyszałam znajomy głos.
-Nie, dziękuję- odparłam chłopakowi posyłając mu wymuszony uśmiech.
-Jak chcesz- odparł wzruszając ramionami.
Czułam się podle. Ktoś proponował mi pomoc które zresztą potrzebowałam a ja ją odrzuciłam z powodu własnej dumy. Zawsze strasznie denerwowało mnie takie zachowanie a teraz sama się tak zachowałam.
-Przepraszam cię- powiedziałam- pomożesz mi?
Chłopak uśmiechnął się do mnie delikatnie, i zaczął tłumaczy mi zadanie. Muszę przyznać, że dopiero teraz dzięki niemu zaczęłam coś rozumieć. Kiedy skończyłam robić z jego pomocą zadanie od razu zadzwonił dzwonek.
-Jeszcze raz ci dziękuję- powiedziałam do niego wychodząc z sali.
-Nie ma za co- odparł wzruszając ramionami- jaki przedmiot teraz mamy?
-plastykę, na najniższym piętrze.
Po tych słowach skierowaliśmy się w stronę schodów prowadzących na dół. Lecz ja, przez swoją nieuwagę potknęłam się o jeden z pierwszych stopni i spadając ze schodów, straciłam przytomność.
***
Obudził mnie przeraźliwy ból z tyłu głowy. Kiedy otworzyłam oczy, poraziła mnie biel sufitu w pomieszczeniu w którym się znajdowałam.
-jak się czujesz?- Usłyszałam męski głos.
Odwróciłam się w stronę osoby która wypowiedziała te słowa.
-Dobrze- odparłam
James przekrzywił głowę i zaczął mi się przyglądać.
-Nie boli cię głowa?- zapytał
-Trochę, ale przeżyję.
Nie zważając na moje protesty chłopak podniósł się z krzesła, po czym wrócił z torbą z lodem i przyłożył mi ją z tyłu głowy.
-Dziękuję- powiedziałam- Jak się tu znalazłam?
-Potknęłaś się, i straciłaś przytomność. Przyniosłem cię tu, do gabinetu pielęgniarki która przed chwilą wyszła by coś załatwić.
Nie wiedziałam co powiedzieć. Byłam mu naprawdę wdzięczna za to, że się mną zajął.
-Dziękuję ci- powiedziałam i posłałam mu uśmiech- Ile lekcji mnie ominęło?
-Ostatnia właśnie się kończy- odparł- pielęgniarka mi powiedziała, że jak się obudzisz mam odprowadzić cię do domu. Nie boli cię kostka?
Pokręciłam głową po czym wstałam i nałożyłam na siebie płaszcz.
-Możemy iść- powiedziałam z uśmiechem który James (chyba po raz pierwszy widziałam by szczerze się uśmiechnął!) odwzajemnił i ramię w ramię wyszliśmy z gabinetu pielęgniarki.
***
-Na pewno dobrze się czujesz?- zapytał się mnie James po raz setny.
-tak, na pewno- odparłam idąc koło niego i podpierając się na jego ramieniu, ponieważ kostka dawała jednak o sobie znać.
Byliśmy w połowie drogi do mojego domu kiedy przechodziliśmy koło parku. Zaczęła mnie tak boleć kostka, że aż syknęłam z bólu.
-Może usiądziemy na chwilę- zapytał mnie James widząc moją twarz wykrzywioną z bólu i wskazując ławkę, znajdującą się najbliżej nas.
Pokiwałam głową gdyż kostka zaczęła mnie strasznie boleć.
-A mówiłaś, że cię kostka nie boli- powiedział spokojnie James kiedy usiedliśmy na ławce.
-Dopiero teraz mnie rozbolała- odparłam- ale wytrzymam.
-Dlaczego tak bardzo starasz się ukryć to, jak bardzo cię boli- zapytał chłopak przekrzywiając głowę i lekko ściskając moją rękę.
-Wytrzymam- odparłam usiłując wstać, lecz James mnie wyprzedził i lekko się schylił, bym mogła podeprzeć się na jego ramieniu- Dziękuję ci.
Zaczęliśmy z powrotem zmierzać do mojego domu. Kiedy stanęliśmy przy furtce James schylił się i delikatnie pocałował mnie w czoło.
-Mam nadzieję, że nic ci nie jest- powiedział do mnie, patrząc mi w oczy.
-Dziękuję, że mi pomogłeś- odparłam przytulając się do niego- To do zobaczenia.
Po tych słowach zaczęłam zmierzać w stronę drzwi przy których odwróciłam się by pomachać mu na do widzenia a on posłał mi delikatny uśmiech.
Kiedy weszłam do domu, i zdjęłam płaszcz oraz buty pierwsza podeszła do mnie babcia.
-Czemu nie jesteś w szkole?- zapytała patrząc na mnie spod swoich okularów połówek.
-Skręciłam kostkę, spadając ze schodów, i zostałam wcześnie wypuszczona ze szkoły- odparłam wzruszając ramionami.
-Kim był ten chłopak który cię odprowadził- babcia nie dawała za wygraną.
-To był James, kolego z klasy- odpowiedziałam przewracając oczami- mogę iść na górę?
-Tak możesz, tylko proszę cię, uważaj. Niektóre osoby mogą nie być tymi, za które się podają.
Po tych słowach które padły z ust babci skierowałam się do schodów i pierwsze co zrobiłam to padłam na łóżko. Cały czas zastanawiałam się nad słowami babci. ,,Niektóre osoby mogą nie być tymi, za które się podają” te słowa cały czas szumiały mi w uszach. Jednak nie miałam czasu by się nad nimi głębiej zastanowić, bo kilka minut później zasnęłam.
***
-Rose, obudź się- to były pierwsze słowa, które usłyszałam tego dnia. Otworzyłam oczy i ujrzałam Marę pochylającą się nade mną.
-No cześć rudzielcu- odparłam przecierając oczy- Wczoraj był piękny, pierwszy dzień w szkole co nie? Szczególnie dla mnie.
-Ale za to dziś nie idziesz do szkoły- odparła- Miałam cię obudzić, by cię powiadomić o tym, że będziesz dziś sama w domu ponieważ babcia wyjeżdża i wróci wieczorem, a rodzice do pracy, i też wrócą w godzinach wieczornych. A ja po szkole mam dodatkowe zajęcia z gry na gitarze, ale jak chcesz to zrezygnuję.
Powiedziałam jej, by na nie poszła. Nie chciałam odbierać jej przyjemności, przez moją kostkę. Nie byłam przecież egoistką.
Pół godziny później, moja kuzynka poszła do szkoły a ja zostałam sama. Położyłam się więc na łóżku, nałożyłam na uszy słuchawki i zaczęłam słuchać muzyki. Na pierwszy ogień poszło ,,Bleeding Love” Leony Lewis.
Wsłuchałam się w piosenkę i zamknęłam oczy. Nie wiem ile tak leżałam, i wciskałam replay za każdym razem gdy piosenka się kończyła. Mogłabym tak leżeć w nieskończoność. Jednak w pewnym momencie w MP3 zabrakło baterii.
Westchnęłam i poszłam wziąć ubranie z szafy by doprowadzić się do porządku. Wzięłam pierwsze lepsze ciuchy z brzegu i lekko kulejąc skierowałam się do łazienki.
Kiedy byłam już ubrana zeszłam na dół do kuchni i zaczęłam robić sobie herbatę. Kiedy była gotowa powoli sączyłam napój wpatrując się w zegarek. Mara skończyła już lekcje i pewnie teraz zmierzała na lekcję gry na gitarze.
Położyłam się z herbatą w ręku na kanapie i wzięłam jakieś pierwsze lepsze czasopismo. Zaczęłam czytać, lecz kiedy doszłam do drugiej strony zadzwonił dzwonek.
Poderwałam się z tapczanu i podeszłam do okna, by sprawdzić kto przyszedł. Kiedy zobaczyłam znajomego mi chłopaka mimowolnie się uśmiechnęłam. Wzięłam więc klucze i lekko kulejąc wyszłam na dwór by mu otworzyć drzwi.
-Jak się czujesz?- Były to pierwsze słowa które od niego dziś usłyszałam.
-Dobrze, dziękuję- odparłam i gestem ręki zaprosiłam go do środka.
Poszliśmy do kuchni.
-chcesz się czegoś napić?- zapytałam go, ale chłopak pokręcił głową.
Przez chwilę staliśmy w milczeniu. Nie wiedziałam jak zacząć rozmowę.
-fajna bluzka- powiedział James z drwiącym uśmiechem na ustach.
Przez chwilę cieszyłam się, że to on zaczął rozmowę. Jednak po chwili dotarł do mnie sens tych słów i myślałam, że spalę się ze wstydu.
dopiero teraz zobaczyłam, jak się ubrałam. Miałam na sobie zielone spodnie od dresu oraz różową bluzkę z uśmiechniętym grejpfrutem.
-dziękuję- odparłam czym trochę zbiłam go z tropu.
-Nie ma za co- odparł- Do twarzy ci z pomarańczą na bluzce.
-To jest grejpfrut bystrzaku. Widziałeś kiedyś pomarańczową pomarańczę?
W tym momencie James parsknął śmiechem. Przez chwilę nie wiedziałam z czego się tak śmieje, lecz po chwili dotarło do mnie to, co przed chwilą powiedziałam. W rezultacie walnęłam się ręką w czoło.
-Nie no, mądra to ja jestem- powiedziałam do siebie ledwo powstrzymując śmiech.
lecz po chwili nie wytrzymałam i zaczęłam się śmiać razem z nim. Kiedy w końcu skończyliśmy pierwszy odezwał się James:
-Może cię tym zaskoczę, ale uwierz mi, że widziałem.
Po tych słowach zrobił krok w moją stronę tak, że dzieliło nas teraz kilka centymetrów. Zadarłam głowę do góry i spojrzałam w mu o w oczy. Staliśmy tak z minutę.
W pewnym momencie James położył mi rękę na ramieniu i lekko zbliżył twarz do mojej. Teraz dzieliły nas tylko minimetry. Lecz to ja pierwsza się ocknęłam i zrobiłam krok do tyłu.
-Przepraszam- powiedział James- Ja naprawdę nie chciałem…
-Nie masz za co przepraszać- przerwałam mu- po prostu zapomnijmy.
Po tych słowach posłałam mu delikatny uśmiech, który on odwzajemnił. ,,Może nie jest aż takim idiotą za jakiego go uważałam” pomyślałam.
-O czym myślisz?- usłyszałam głos Jamsa.
-Że chyba nie jesteś aż takim strasznym idiotą- odparłam wzruszając ramionami w ,,Jamsowy” sposób.
-To się cieszę- odparł całując mnie delikatnie w czoło- Wiesz, ja chyba będę już iść. To do jutra.
Po tych słowach odprowadziłam go do furtki i pomachałam mu na pożegnanie. Jedyny kłopot polegał na tym, że przez cały dzisiejszy dzień myślałam o nim cały czas.
---------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Internet jest, ale nie chodzi w ekspresowym tempie. No ale i tak dobrze, że w ogóle jest.
Rozdział pisałam dwa dni. <3
I (Nie wierzę, że to mówię!) jest to jeden z tych nielicznych, rzadkich, prawie wymarłych rozdziałów które mi się nawet podobają.
Mam nadzieję, że wam się spodoba :)