poniedziałek, 28 stycznia 2013

Rozdział 5

No i jest rozdział!

Podkład:
Skillet: Comatose

(Sorka, że podałam tak ale na laptopie taka niezorientowana jestem szczególnie, że nie mogę skopiować adresu strony, nie wiem czemu >.<)

------------------------------------------------------------------------------------------
Odwróciłam się i stanęłam twarzą w twarz z Jamsem.

-Czego chcesz?- zapytałam się go ,,grzecznie”.
-Pogadać- odparł.
-Wiesz nie mam czasu- odparłam mu chłodno- myślałam, że wczoraj wszystko sobie wyjaśniliśmy.
                Po tych słowach zaczęłam zmierzać w kierunku sali. Kiedy rzuciłam plecak pod ścianę, James chwycił mnie delikatnie za nadgarstek.
-Przepraszam- powiedział patrząc mi w oczy.
-Kiedyś już to słyszałam- powiedziałam wyrywając rękę z jego uścisk.
 -Ale ja naprawdę przepraszam- powiedział- wczoraj wszystko przemyślałem. Zachowałem się jak idiota.
                Nie wiedziałam co powiedzieć, bo przyznanie mu teraz racji, byłoby co najmniej grubiańskie. Po prostu stałam i wpatrywałam się w swoje buty.
-A więc nic nie powiesz?- zapytał unosząc jedną brew i czekając na moją reakcję- Nie wiem po co ja się nawet staram cię przeprosić, skoro i tak nie przyjmiesz moich przeprosin.
                James już odchodził, a ja nadal stałam w miejscu robiąc się czerwona na twarzy.
-Poczekaj!- krzyknęłam za nim gdy już miał skręcić w boczny korytarz.
                Pobiegłam za nim. Kiedy go dogoniłam stanęłam przed nim i uniosłam głowę do góry by spojrzeć mu w oczy, ponieważ sięgałam mu ledwo do ramienia.
-To ja przepraszam- powiedziałam spuszczając głowę- skoro po prostu nie chciałeś się ze mną przyjaźnić, powinnam po prostu przyjąć to do wiadomości a nie tak zareagować.
-To nie jest twoja wina- powiedział spoglądając na mnie z góry i kładąc mi rękę na ramieniu.
                Chciałam coś powiedzieć, lecz zadzwonił dzwonek informujący o nadchodzącej lekcji matematyki. Westchnęłam i skierowałam się do sali, lecz James chwycił mnie za rękę.
-Dziękuję, że mi wybaczyłaś- powiedział posyłając i blady uśmiech, który ja oczywiście z grzeczności odwzajemniłam.
                Wraz z Jamsem skierowałam się do sali i kiedy stanęłam pod ścianą zobaczyłam Marę biegnącą w moim kierunku. Dobiegła do mnie zdyszana.
-Przez ten cały czas szukałam klasy!- powiedziała- ale całe szczęście, że mi się już znalazłaś.
                Nic nie powiedziałam, po prostu ją przytuliłam. Kilka chwil później przyszła nauczycielka. Była to siwowłosa kobieta w podeszłym wieku. Pierwsze co zrobiła, to kazała się nam ustawić w rzędzie pod tablicą.
-Witam was- rzekła donośnym głosem- Pewnie zastanawiacie się, czemu nie możecie od razu wybrać miejsc? Otóż, każdy by usiadł z tym kogo lubi najbardziej, a wtedy nie uważalibyście na lekcji. Więc to ja wybiorę wam miejsca oraz to, z kim będziecie siedzieć. wybiorę wam miejsca oraz to, z kim będziecie siedzieć.
                ,,No to super” pomyślałam, opierając się plecami o tablicę, podczas gdy nauczycielka wytykała każdemu miejsce.
                W pewnym momencie zauważyłam, że bez miejsca zostałam tylko ja, Mara, James i kilka innych osób. W pewnym momencie, nauczycielka która zapewne pochodziła z epoki kamienia posadziła Marę z jakąś blondynką. Teraz wiedziałam, że już na pewno mam przechlapane.
                Rozejrzałam się po klasie. Każdy już miał swoje miejsce oprócz mnie, Jamsa i czarnowłosej dziewczyny ze stołówki.
                Spojrzałam na nauczycielkę. Miała taką minę, jakby się nad czymś wyraźnie zastanawiała.
-Ty usiądziesz tam pod ścianą- powiedziała wskazując dziewczynie palcem pojedynczą ławkę pod ścianą. Nie wiedziałam, że można mieć aż tak wielkiego pecha. Ta baba mogła mi przydzielić każdego, a tu akurat padło na niego.
-A wy usiądziecie tam- rzekła wskazując nam ławkę koło okna.
                Wściekła poszłam zająć wskazane nam miejsce. Usiadłam i z torby wyjęłam potrzebne podręczniki, lecz nie mogłam się skupić, kiedy ten idiota siedział koło mnie. Lecz postanowiłam jednak go ignorować, i porządnie skupić się na zadaniu w zeszycie.
                Zaczęłam analizować zadanie, lecz nie mogłam go rozwiązać. Mocno już zirytowana po raz setny czytałam treść zadania bębniąc przy tym ołówkiem o ławkę.
-Pomóc ci?- usłyszałam znajomy głos.
-Nie, dziękuję- odparłam chłopakowi posyłając mu wymuszony uśmiech.
-Jak chcesz- odparł wzruszając ramionami.
                Czułam się podle. Ktoś proponował mi pomoc które zresztą potrzebowałam a ja ją odrzuciłam z powodu własnej dumy. Zawsze strasznie denerwowało mnie takie zachowanie a teraz sama się tak zachowałam.
-Przepraszam cię- powiedziałam- pomożesz mi?
                Chłopak uśmiechnął się do mnie delikatnie, i zaczął tłumaczy mi zadanie. Muszę przyznać, że dopiero teraz dzięki niemu zaczęłam coś rozumieć. Kiedy skończyłam robić z jego pomocą zadanie od razu zadzwonił dzwonek.
-Jeszcze raz ci dziękuję- powiedziałam do niego wychodząc z sali.
-Nie ma za co- odparł wzruszając ramionami- jaki przedmiot teraz mamy?
-plastykę, na najniższym piętrze.
                Po tych słowach skierowaliśmy się w stronę schodów prowadzących na dół. Lecz ja, przez swoją nieuwagę potknęłam się o jeden z pierwszych stopni i spadając ze schodów, straciłam przytomność.
                                                                                  ***

                Obudził mnie przeraźliwy ból z tyłu głowy. Kiedy otworzyłam oczy, poraziła mnie biel sufitu w pomieszczeniu w którym się znajdowałam.
-jak się czujesz?- Usłyszałam męski głos.
                Odwróciłam się w stronę osoby która wypowiedziała te słowa.
-Dobrze- odparłam
James przekrzywił głowę i zaczął mi się przyglądać.
-Nie boli cię głowa?- zapytał
-Trochę, ale przeżyję.
                Nie zważając na moje protesty chłopak podniósł się z krzesła, po czym wrócił z torbą z lodem i przyłożył mi ją z tyłu głowy.
-Dziękuję- powiedziałam- Jak się tu znalazłam?
-Potknęłaś się, i straciłaś przytomność. Przyniosłem cię tu, do gabinetu pielęgniarki która przed chwilą wyszła by coś załatwić.
                Nie wiedziałam co powiedzieć. Byłam mu naprawdę wdzięczna za to, że się mną zajął.
-Dziękuję ci- powiedziałam i posłałam mu uśmiech- Ile lekcji mnie ominęło?
-Ostatnia właśnie się kończy- odparł- pielęgniarka mi powiedziała, że jak się obudzisz mam odprowadzić cię do domu. Nie boli cię kostka?
                Pokręciłam głową po czym wstałam i nałożyłam na siebie płaszcz.
-Możemy iść- powiedziałam z uśmiechem który James (chyba po raz pierwszy widziałam by szczerze się uśmiechnął!) odwzajemnił i ramię w ramię wyszliśmy z gabinetu pielęgniarki.
                                                                     ***
 -Na pewno dobrze się czujesz?- zapytał się mnie James po raz setny.
-tak, na pewno- odparłam idąc koło niego i podpierając się na jego ramieniu, ponieważ kostka dawała jednak o sobie znać.
                Byliśmy w połowie drogi do mojego domu kiedy przechodziliśmy koło parku. Zaczęła mnie tak boleć kostka, że aż syknęłam z bólu.
-Może usiądziemy na chwilę- zapytał mnie James widząc moją twarz wykrzywioną z bólu i wskazując ławkę, znajdującą się najbliżej nas.
                Pokiwałam głową gdyż kostka zaczęła mnie strasznie boleć.
-A mówiłaś, że cię kostka nie boli- powiedział spokojnie James kiedy usiedliśmy na ławce.
-Dopiero teraz mnie rozbolała- odparłam- ale wytrzymam.
-Dlaczego tak bardzo starasz się ukryć to, jak bardzo cię boli- zapytał chłopak przekrzywiając głowę i lekko ściskając moją rękę.
-Wytrzymam- odparłam usiłując wstać, lecz James mnie wyprzedził i lekko się schylił, bym mogła podeprzeć się na jego ramieniu- Dziękuję ci.
                Zaczęliśmy z powrotem zmierzać do mojego domu. Kiedy stanęliśmy przy furtce James schylił się i delikatnie pocałował mnie w czoło.
-Mam nadzieję, że nic ci nie jest- powiedział do mnie, patrząc mi w oczy.
-Dziękuję, że mi pomogłeś- odparłam przytulając się do niego- To do zobaczenia.
                Po tych słowach zaczęłam zmierzać w stronę drzwi przy których odwróciłam się by pomachać mu na do widzenia a on posłał mi delikatny uśmiech.
                Kiedy weszłam do domu, i zdjęłam płaszcz oraz buty pierwsza podeszła do mnie babcia.
-Czemu nie jesteś w szkole?- zapytała patrząc na mnie spod swoich okularów połówek.
-Skręciłam kostkę, spadając ze schodów, i zostałam wcześnie wypuszczona ze szkoły- odparłam wzruszając ramionami.
-Kim był ten chłopak który cię odprowadził- babcia nie dawała za wygraną.
-To był James, kolego z klasy- odpowiedziałam przewracając oczami- mogę iść na górę?
-Tak możesz, tylko proszę cię, uważaj. Niektóre osoby mogą nie być tymi, za które się podają.
                Po tych słowach które padły z ust babci skierowałam się do schodów i pierwsze co zrobiłam to padłam na łóżko. Cały czas zastanawiałam się nad słowami babci. ,,Niektóre osoby mogą nie być tymi, za które się podają” te słowa cały czas szumiały mi w uszach. Jednak nie miałam czasu by się nad nimi głębiej zastanowić, bo kilka minut później zasnęłam.
                                                                                 ***
-Rose, obudź się- to były pierwsze słowa, które usłyszałam tego dnia. Otworzyłam oczy i ujrzałam Marę pochylającą się nade mną.
-No cześć rudzielcu- odparłam przecierając oczy- Wczoraj był piękny, pierwszy dzień w szkole co nie? Szczególnie dla mnie.
-Ale za to dziś nie idziesz do szkoły- odparła- Miałam cię obudzić, by cię powiadomić o tym, że będziesz dziś sama w domu ponieważ babcia wyjeżdża i wróci wieczorem, a rodzice do pracy, i też wrócą w godzinach wieczornych. A ja po szkole mam dodatkowe zajęcia z gry na gitarze, ale jak chcesz to zrezygnuję.
                Powiedziałam jej, by na nie poszła. Nie chciałam odbierać jej przyjemności, przez moją kostkę. Nie byłam przecież egoistką.
                Pół godziny później, moja kuzynka poszła do szkoły a ja zostałam sama. Położyłam się więc na łóżku, nałożyłam na uszy słuchawki i zaczęłam słuchać muzyki. Na pierwszy ogień poszło ,,Bleeding Love” Leony Lewis.
                Wsłuchałam się w piosenkę i zamknęłam oczy. Nie wiem ile tak leżałam, i wciskałam replay za każdym razem gdy piosenka się kończyła. Mogłabym tak leżeć w nieskończoność. Jednak w pewnym momencie w MP3 zabrakło baterii.
                Westchnęłam i poszłam wziąć ubranie z szafy by doprowadzić się do porządku. Wzięłam pierwsze lepsze ciuchy z brzegu i lekko kulejąc skierowałam się do łazienki.
                Kiedy byłam już ubrana zeszłam na dół do kuchni i zaczęłam robić sobie herbatę. Kiedy była gotowa powoli sączyłam napój wpatrując się w zegarek. Mara skończyła już lekcje i pewnie teraz zmierzała na lekcję gry na gitarze.
                Położyłam się z herbatą w ręku na kanapie i wzięłam jakieś pierwsze lepsze czasopismo. Zaczęłam czytać, lecz kiedy doszłam do drugiej strony zadzwonił dzwonek.
                Poderwałam się z tapczanu i podeszłam do okna, by sprawdzić kto przyszedł. Kiedy zobaczyłam znajomego mi chłopaka mimowolnie się uśmiechnęłam. Wzięłam więc klucze i lekko kulejąc wyszłam na dwór by mu otworzyć drzwi.
-Jak się czujesz?- Były to pierwsze słowa które od niego dziś usłyszałam.
-Dobrze, dziękuję- odparłam i gestem ręki zaprosiłam go do środka.
                Poszliśmy do kuchni.
-chcesz się czegoś napić?- zapytałam go, ale chłopak pokręcił głową.
                Przez chwilę staliśmy w milczeniu. Nie wiedziałam jak zacząć rozmowę.
-fajna bluzka- powiedział James z drwiącym uśmiechem na ustach.
                Przez chwilę cieszyłam się, że to on zaczął rozmowę. Jednak po chwili dotarł do mnie sens tych słów i myślałam, że spalę się ze wstydu.
                dopiero teraz zobaczyłam, jak się ubrałam. Miałam na sobie zielone spodnie od dresu oraz różową bluzkę z uśmiechniętym grejpfrutem.
-dziękuję- odparłam czym trochę zbiłam go z tropu.
-Nie ma za co- odparł- Do twarzy ci z pomarańczą na bluzce.
-To jest grejpfrut bystrzaku. Widziałeś kiedyś pomarańczową pomarańczę?
                W tym momencie James parsknął śmiechem. Przez chwilę nie wiedziałam z czego się tak śmieje, lecz po chwili dotarło do mnie to, co przed chwilą powiedziałam. W rezultacie walnęłam się ręką w czoło.
-Nie no, mądra to ja jestem- powiedziałam do siebie ledwo powstrzymując śmiech.
                lecz po chwili nie wytrzymałam i zaczęłam się śmiać razem z nim. Kiedy w końcu skończyliśmy pierwszy odezwał się James:
-Może cię tym zaskoczę, ale uwierz mi, że widziałem.
                Po tych słowach zrobił krok w moją stronę tak, że dzieliło nas teraz kilka centymetrów. Zadarłam głowę do góry i spojrzałam w mu o w oczy. Staliśmy tak z minutę.
                W pewnym momencie James położył mi rękę na ramieniu i lekko zbliżył twarz do mojej. Teraz dzieliły nas tylko minimetry. Lecz to ja pierwsza się ocknęłam i zrobiłam krok do tyłu.
-Przepraszam- powiedział James- Ja naprawdę nie chciałem…
-Nie masz za co przepraszać- przerwałam mu- po prostu zapomnijmy.
                Po tych słowach posłałam mu delikatny uśmiech, który on odwzajemnił. ,,Może nie jest aż takim idiotą za jakiego go uważałam” pomyślałam.
-O czym myślisz?- usłyszałam głos Jamsa.
-Że chyba nie jesteś aż takim strasznym idiotą- odparłam wzruszając ramionami w ,,Jamsowy”  sposób.
-To się cieszę- odparł całując mnie delikatnie w czoło- Wiesz, ja chyba będę już iść. To do jutra.
                Po tych słowach odprowadziłam go do furtki i pomachałam mu na pożegnanie. Jedyny kłopot polegał na tym, że przez cały dzisiejszy dzień myślałam o nim cały czas.

---------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Internet jest, ale nie chodzi w ekspresowym tempie. No ale i tak dobrze, że w ogóle jest.
Rozdział pisałam dwa dni. <3
I (Nie wierzę, że to mówię!) jest to jeden z tych nielicznych, rzadkich, prawie wymarłych rozdziałów które mi się nawet podobają.
Mam nadzieję, że wam się spodoba :)

piątek, 25 stycznia 2013

Dopiero (chyba) po feriach...

Hejka!!
Jutro wyjeżdżam na ferie, i nie wiem, czy w hotelu będzie internet.
Są dwie opcje:

1) Jeśli w hotelu będzie internet, to będę dalej regularnie dodawała rozdziały. Będę miała dość duzo wolnego czasu, więc będę pisać jak zwykle najpierw w wordzie, a potem publikować.

2) Jeśli w hotelu nie będzie neta, to przez 2 tygodnie nie będzie rozdziałów, ale będę pisała w wordzie, i jak wrócę to od razu dodam 2-3 rozdziały.

Ale jednak mam nadzieję, że będzie internet.
Komu sie też dopiero zaczynają ferie?

czwartek, 24 stycznia 2013

Rozdział 4



Weszłam po schodach na górę i wzięłam z szafy wygodniejsze ciuchy. Jednak moją uwagę przykuł leżący na łóżku tajemniczy pakunek. Odwinęłam delikatną folię w którą był zapakowany. W środku było ubranie z karteczką:

  ,,Od teraz jest to wasz mundurek szkolny. Musicie go nosić w każde dni szkolne, bez wyjątku”
                                                                                                                                             Dyrektor Młochowski

-Super- mruknęłam jednak pocieszyłam się tym, że na łóżku Mary leży identyczny pakunek, więc pocierpimy razem.
                Wiem, że jest to trochę egoistyczne z mojej strony, jednak założyłabym wszystko, tylko nie jakiś kiczowaty mundurek szkolny. Ale cóż, raczej wyjścia nie miałam.
                W złym humorze wzięłam ubrania i poszłam do łazienki by się przebrać. Po chwili wyszłam przebrana w wiśniowy sweterek w białe serca i luźne jeansy. Do tego założyłam czarne adidasy. Rozczesałam włosy, i zeszłam na dół.
                Stanęłam w holu czekając na resztę rodziny. Oparłam się o drzwi, i zaczęłam myśleć na temat tego co może się wydarzyć. Nie chciałam okazywać po sobie tego, jak bardzo się bałam. Zamknęłam oczy. Po dzisiejszym dniu byłam strasznie zmęczona, a jutro szkoła i chciałabym się wyspać.
                Jednak, jak widać nie było mi dane wczesne położenie się spać. Otworzyłam oczy, gdy poczułam, jak ktoś kładzie mi rękę na ramieniu. Otworzyłam oczy. Stała przede mną mara w tym samym stroju co wcześniej. Rozczesała i rozpuściła jedynie włosy, które teraz opadały jej kaskadą na plecy.
-Wszystko dobrze?- zapytała wyraźnie zatroskana.
-tak, po prostu jestem strasznie zmęczona- odparłam uśmiechając się do niej.
                Przez chwilę stałyśmy w milczeniu. Nie była to taka krępująca cisza, lecz przyjemna. I tak wiedziałyśmy, o czym myśli druga. Ja z Marą rozumiałyśmy się bez słów. Mara od razu dostrzegała, gdy coś mnie trapi. I tk było i tym razem. Wiedziała, że potrzebuję trochę ciszy by wszystko przemyśleć.
-To jak, gotowe?- zapytał tata wchodząc wraz z mamą i babcią do przedpokoju.
                Każdy potwierdził, i po chwili wszyscy mieliśmy na sobie płaszcze. Jednak gdy kierowaliśmy się do wyjścia babcia odciągnęła mnie na bok.
-Muszę cię przed czymś przestrzec- zaczęła- jak wiesz, dołączycie do klanu. Jednak musicie wiedzieć że Malevolent- tu przerwała i widząc moją minę dodała- tak, to jest nazwisko. No więc nie jest on zbyt pogodny i łaskawy. Gdybyś zaczęła zadawać się z kimś z innego klanu mógłby cię wyrzucić, a wtedy byłabyś w jednym wielkim niebezpieczeństwie. Więc uważaj na siebie, i Marę.
                Po tych słowach, skierowałyśmy się w stronę samochodu skąd wołała nas moja mama. Zajęłam w milczeniu miejsce koło kuzynki, i ruszyliśmy w drogę.
                                                           
                                                                    ***
                Wyjechaliśmy z San Francisko, i zatrzymaliśmy się na kompletnym odludziu przed niewielkim wiejskim domkiem.
                Jego ściany były tak brudne, że nie potrafiłam ocenić w jakim są kolorze. Większość z jego brązowych, porośniętych mchem dachówek odpadała. W tym domu na pewno nikt nie mieszkał.
-To na pewno tutaj?- zapytała się Mara patrząc wymownie na dziurę w dachu zatamowaną wielkim workiem.
-To tutaj- powiedziała babcia i pchnęła wypadające z zawiasów drzwi.
                W środku było strasznie ciemno. Ledwo co udało mi się dostrzec kontury członków mojej rodziny, i większych mebli. Babcia jednym zgrabnym ruchem nadgarstka zapaliła jedną, niewielką świeczkę znajdującą się na drewnianym stoliku.
                Dopiero teraz trochę światła było w domku. Wszystko tu było poprzewracane i porośnięte mchem jak w horrorze. Trudno było uwierzyć, że kiedykolwiek tu ktoś mieszkał.
                Babcia podeszła do regału na książki, i przez chwilę zatrzymała się przed nim jakby czegoś szukała. Ruchem ręki pokazała nam, byśmy do niej podeszli, co uczyniliśmy. Przez chwilę obserwowaliśmy babcię, która w milczeniu przyglądała się regałowi.
                jednak po chwili staruszka wykonała jakiś ruch w powietrzu, a biblioteczka odsunęła się ukazując schody prowadzące w dół.
-To tutaj- oznajmiła po czym zwróciła się do rodziców- wy dalej nie możecie iść. Ja je poprowadzę.
                Po tych słowach zeszłyśmy po kamiennych schodkach za babcią, zostawiając z tyłu rodziców. Dokuczał nam chłód. Wkrótce schody się skończyły i weszłyśmy do wąskiego korytarzyka, w którym było jeszcze bardziej zimno. Ja wraz z Marą zaczęłyśmy trząść się z zimna.
                Jednak to uczucie ustało gwałtownie wraz ze zmianą scenerii. Weszłyśmy do wielkiej jaskini. Na środku stał wielki drewniany stół, a naprzeciwko niego niewielka platforma obok której stała mała fontanna. Dookoła pomieszczenia stało wiele donic z roślinami, o których istnieniu nawet nie wiedziałam.
                Nad stołem, przy którym siedziało około 20 osób była wydrążona w ścianie jaskini skalna półka, na której rósł wielki tajemniczy kwiat, który liście niczym liany spuszczał w dół. W niektórych miejscach jaskini było widać klejnoty powtykane w szczeliny komnaty. Pod jedną ze ścian stała biblioteczka.
                Na nasz widok jeden mężczyzna siedzący u szczytu stołu powoli się podniósł i powiedział zimnym głosem:
-Cieszę się, że jednak Matyldo przyprowadziłaś dziewczyny. Są gotowe?- zapytał, a kiedy babcia niepewnie pokiwała głową zwrócił się do mnie i Mary- Skoro tak, to chodźcie za mną- powiedział a babci gestem ręki kazał zająć miejsce przy stole.
                Poszłyśmy za nim, rumieniąc się pod wpływem wszystkich osób w Sali wpatrzonych w nas nieprzyjemnych wzrokiem. Wśród nich zobaczyłam, że tylko babcia patrzy na nas pocieszającym wzrokiem.
                Mężczyzna zaprowadził nas na platformę, i zataczając ręką w powietrzu krąg sprawił, że dookoła niej zapaliły się unoszące w powietrzu, ciemnofioletowe ogniki. Spojrzałam na Marę. Nawet nie próbowała ukryć tego, że się boi.
- Jesteście gotowe przyłączyć się do nas?- zapytał Malevolent stojąc przed nami z wrogim wyrazem na twarzy.
-Tak- odparłyśmy bez wahania.
-czy jesteście gotowe uczyć się z nami czarów?
-tak- to również powiedziałyśmy bez zastanowienia.
-czy jesteście gotowe służyć nam bez względu na wszystko i przestrzegać naszych zasad?
                Lecz tu ,,tak” od razu powiedziała tylko mara. Ja się zawahałam. Jednak postanowiłam uczynić tak jak zrobiła to Mara. Najwyżej martwić się będę później.
-Tak- powiedziałam, a gdy to uczyniłam z ogników wystrzeliły fioletowe wiązki światła które nas oplotły.
                Przez chwile miałam wrażenie, że coś unosi mnie do góry. I zresztą nie myliłam się. Spojrzałam w dół, i zobaczyłam, że lewituje. Jednak kiedy nasz ,,kokon” zniknął my upadłyśmy na podłogę. Kiedy podniosłam się z ziemi zobaczyłam, że mam na nadgarstku niewielkie, prawie niewidoczne od razu znamię w kształcie czarnego księżyca.
                Spojrzałam na Marę. Ona tez taki miała.
-Możecie już iść- Powiedział Malevolent- jednak pamiętajcie, że w każdą niedziele widzimy się tutaj, podczas gdy my będziemy mieć zebrania, wy będziecie miały lekcje.
                Jednak chciałam zadać kilka pytań. Lecz nie było nam to dane, bo mężczyzna ruchem ręki przeteleportował mnie, Marę i babcię z powrotem przed wiejski domek, po czym zajęłyśmy z babcią miejsce w samochodzie, w którym siedzieli już nasi rodzice.
                                                                           ***
-Mara!- Wrzasnęłam na początek tego pięknego dnia- Weź chodź zobacz jak ja wyglądam!
                Stałam przed lustrem w mundurku szkolnym. Składał się on z białej bluzki z krótkim rękawem, czarnej kamizelki z logo szkoły oraz czarnej spódniczki. Jednak ja założyłam do tego czarne rajstopy w kratkę i białe conversy. Włosy zebrałam w kok i przyozdobiłam czarną kokardą.
-O co ci chodzi?- Zapytała mnie Mara wchodząc do pokoju- Wyglądamy przecież identycznie. A ty nie masz zamiaru ukryć znamienia?
                Zerknęłam na nadgarstek. Ruda miała racje. Powinnam tak jak ona założyć jakąś bransoletkę która zakryłaby mi znak. Szybko podeszłam do szuflady i naciągnęłam na rękę bransoletkę z białymi zawieszkami w kształcie słoników.
-jestem gotowa- oznajmiłam Marze, po czym obie wzięłyśmy torby z podręcznikami i ruszyłyśmy do szkoły która znajdowała się za rogiem.
                                                                             ***
                Wbiegłyśmy zdyszane do klasy, gdyż wyszłyśmy 15 minut za późno i w rezultacie byłyśmy zmęczone.
-Ładnie to tak spóźniać się na pierwszy dzień w szkole?- zapytała patrząc na nas Rogo nauczycielka historii.
                Kobieta miała krótkie siwe włosy i nosiła okulary połówki. Według mnie powinna być już na emeryturze.
-Przepraszamy- powiedziałyśmy, i zajęłyśmy dwa wolne miejsca na końcu.
                Kiedy usiadłyśmy nauczycielka kontynuowała swój monolog na temat starożytnych budowli. Jednak ja przerabiałam to już w Anglii więc po prostu podparłam głowę i wpatrywałam się w przestrzeń, kiedy coś przykuło moją uwagę.
                W ławce obok siedział ten sam idiota który ostatnio odprowadził mnie pod dom. Postanowiłam go ignorować, i zajęłam się odliczaniem do przerwy. Tępo wpatrywałam się w zegarek i kiedy zabrzmiał dzwonek chwyciłam Marę pod rękę i szybko wyszłam z klasy.
-Myślałam, że zanudzę się na śmierć na tej lekcji- powiedziałam jej ciągnąc ją w stronę stołówki.
                wzięłyśmy tacę, i zaczęłyśmy szukać wolnego miejsca. Przeczesałyśmy wzrokiem stołówkę i postanowiłyśmy zająć miejsce koło 3 dziewczyn z naszej klasy.
-hej, możemy się dosiąść?- zapytała Mara przerywając dziewczyną rozmowę.
                Kiedy usiadłyśmy nasze towarzyszki kontynuowały rozmowę nie zwracając na nas uwagi.
-Daj spokój, to najładniejszy chłopak w całej szkole- zdążyłam wyłapać to zdanie z ust ładnej czarnowłosej dziewczyny. Było one odpowiedzią na pytanie blondynki którego nie usłyszałam.
-O kim mówicie?- zapytała Mara
                Czarnowłosa chwilę rozglądała się po Sali po czym wskazała głową na drzwi wejściowe do stołówki w który stał dobrze znany mi idiota. Myślałam, że oszaleję w towarzystwie tych dziewczyn więc przeprosiłam Marę i ruszyłam do wyjścia by zając już miejsce pod salą, lecz kiedy byłam na schodach prowadzących do korytarza w którym mieściła się sala, ktoś mnie zatrzymał.

---------------------------------------------------------------------------------------------------
No i jest kolejny rozdział. Nie wiem, czy z kolejnym uwinę się do ferii które rozpoczynają się u mnie w sobotę. Jak nie, to kolejny (najprawdopodobniej) dopiero po feriach. Ale więcej informacji dam jutro ;)
Mam nadzieję, że rozdział wam się podoba ^-^
jednak najbardziej jestem dumna z nazwiska tego faceta w który przepuszczał je do kręgu. Ach, nie ma to jak google tłumacz xD

Rozdział z dedykacją dla Zuzy z mojej klasy :)


środa, 23 stycznia 2013

Rozdział 3



Kiedy Się obudziłam poczułam jak ktoś leży obok mnie, i opiera się o moje plecy. Odwróciłam się, i ujrzałam śpiącą Marę. Można było dostrzec, że płakała. Oczy miała lekko podpuchnięte, a twarz lekko czerwoną. ,,Ta dziewczyna to jest dopiero silna” pomyślałam patrząc z czułością na rudowłosą.
                Starając się jej nie obudzić, wzięłam z szafy ubranie i poszłam do łazienki. Łazienka była mała i przytulna. Z naszym pokojem łączyły ją dębowe drzwi posiadające mosiężną, żelazną klamkę. Posadzka i ściany były w kolorze bardzo jasnego turkusu. Reszta była nieskazitelnie biała.
                W błyskawicznym tempie się przebrałam. Wybrałam czerwony sweterek z wydzierganym na środku uśmiechniętym kaktusem. Do tego wcisnęłam się (cud się stał!) w moje ulubione czarne rurki, z białym paskiem.
                Spojrzałam w lustro. Po moich napuchniętych oczach nie było już prawie śladu. Moje kasztanowe włosy rozczesałam i zarzuciłam za plecy. Lekko się pomalowałam. Pociągnęłam błyszczykiem usta a oczy pomalowałam delikatnie brązowym cieniem, by pasował do moich orzechowych oczu. Do tego założyłam czerwone tenisówki.
                Zadowolona z siebie wyszłam z łazienki, i postanowiłam obudzić śpiącą Marę, choć była dopiero godzina 9. Podeszłam do niej i potrząsnęłam nią lekko chwytając ją za ramiona.
-Co się stało?- zapytała przecierając oczy- wiesz która jest godzina?
-Już po 9- odparłam, i uśmiechnęłam się- chodź, coś nam na dziś zaplanowałam.
                Mara nie odpowiedziała, tylko wstała z łóżka, i biorąc z szafy ubrania skierowała się do łazienki. Pościeliłam łóżku, i położyłam się na nim by w czekaniu na rudą poczytać jakieś czasopismo. Wzięłam do ręki pierwsze lepsze i zaczęłam czytać. Było wprawdzie więcej zdjęć niż tekstu, ale tym razem mi to nie przeszkadzało.
                Po jakiś 15 minutach Mara wyszła z łazienki zwarta i gotowa. Była ubrana w jasnoniebieskie jeansy i żółtą bluzkę w czarne pasy i długim rękawem. Na to zarzuciła czarną kamizelkę bez rękawów. Rude włosy zebrała w kok który przyozdobiła różową kokardką pasującą jej do różowych trampek.
                Musiałam przyznać, że wyglądała ślicznie.
-To dziś robimy?- zapytała mnie roześmiana.
-Proponuję wybrać się na wycieczkę po calutkim mieście- zaproponowałam, i widząc jej minę dodałam- wsiądziemy do tych specjalnych autobusów.
                Po tym zapewnieniu Mara zgodziła się od razu. W świetnych nastrojach zeszłyśmy na dół, gdzie natknęłyśmy się na moją mamę.
-Co wy dziś w takich dobrych nastrojach?- zapytała z uśmiechem.
-Same nie wiemy- odparłam z uśmiechem- idziemy teraz na małą wycieczkę, i w odpowiedzi na jej pytanie czy daleko dodałam- pojedziemy tym autobusem dla turystów.
-Tylko proszę, bądźcie w domu przed dziewiątą- powiedziała i widząc nasze miny dodała- ma to związek z waszymi zdolnościami. Będziecie musiały dołączyć do jednego z klanu. Oczywiście dołączycie do tego, do którego chodzili wszyscy wasi przodkowie. A poza tym jesteśmy zaprzyjaźnieni z jego dowódcą.
                Nie chciałam się sprzeciwiać. Szczerze mówią miałam to w nosie co postanowią. Dziś chciałam jedynie wesoło spędzić dzień z przyjaciółką. A raczej kuzynką. Przez tyle lat była dla mnie przyjaciółką, i teraz trudno mi było myśleć o niej jak o kuzynce.
                Lecz moje przemyślenia przerwała mi Mara ciągnąc mnie za rękę w stronę holu. Narzuciłyśmy na siebie płaszczyki i wyszłyśmy prosto w odmęty deszczowego San Francisko
                                                                                ***
                Zajęłyśmy miejsca w autobusie. Usiadłyśmy na górze, ponieważ nie było tam dachu i mogłyśmy mieć na wszystko doskonały widok. Całe szczęście, że się ociepliło i mogłyśmy zdjąc płaszczyki. Zajęłyśmy miejsca na końcu (sama nie wiem czemu, tak nam jakoś pasowało <3).
                Lecz ledwo ruszyliśmy, a już rozległ się głos przewodniczki, która przywitała nas okrzykiem oznajmiając że ,,Imprezę czas zacząć!”. Myślałam, że już na początku się załamię. Podkuliłam więc nogi i oparłam na nich brodę.
                Nagle pochyliła się nade mną Mara:
-Miałyśmy się dobrze bawić- oznajmiła- pamiętaj, że to ostatni dzień wakacji.
                Dopiero teraz sobie przypomniałam o tym i o podręcznikach szkolnych leżących w walizce. Przyznałam więc rudej racje, i postanowiłam nie przejmować się przewodniczką, która właśnie zachwycała się wiewiórką którą dostrzegła w parku.
                Zaczęłam więc wraz z Marą rozglądać i podziwiać uroki San Francisko. Chyba dopiero teraz dostrzegłam uroki tego miasta. Dookoła w parkach latało wiele motyli. Widziałam też pary siedzące w niewielkich kawiarenkach. Wiele ludzi robiło pikniki.
-O czym myślisz?- usłyszałam rozbawiony głos Mary.
-O wszystkim co właśnie mnie otacza- odparłam i uśmiechnęłam się widząc dwójkę dzieci bawiącą się w piaskownicy.
                Nagle dostrzegłam coś w tłumie osób siedzących w autobusie. A raczej kogoś. Zobaczyłam pewnego jasnowłosego chłopaka z niebieskimi oczami. Opierał się nonszalancko o barierkę w autobusie. Momentalnie się zarumieniłam i odwróciłam wzrok, bo przypomniałam sobie o wpadce w kawiarni.
                Jeździłyśmy tak jeszcze godzinę. Spojrzałam na zegarek, który wyświetlał godzinę 12:30. Miałyśmy jeszcze dużo czasu.
-A może pójdziemy na zakupy?- zapytałam Mary z uśmiechem na ustach
                Ruda entuzjastycznie przytaknęła. Wysiadłyśmy z autobusu, i skierowałyśmy się w stronę sklepu ,,Abercrombie”. Nie wiem ile spędziłyśmy czasu w przebieralni. W końcu Mara wybrała sobie uroczą białą sukienkę. Miała wzorek w czarne kwiatki. Nie miała ramiączek.
                Ja wybrałam sobie podobną, tylko bladoróżową w białę kwiatki, a do tego białe szpilki. Obie byłyśmy zadowolone z zakupu.  Umówiłyśmy się ze sobą, że ubierzemy je gdy tylko nadarzy się okazja założymy nasze zdobycze. Spojrzałam na zegarek. Wskazywał godzinę 16:00.
-Trzeba już wracać- oznajmiła mi ruda, zaglądając mi przez ramię.
-Tak, chodź- powiedziałam, i zaraz sobie o czymś przypomniałam- o kurde! Zostawiłam na przystanku torebkę! Weź mój płaszcz i zakupy, wracaj do domu!
-Nie będzie ci zimno?!- zawołała za mną, lecz ja już jej nie słyszałam bo pognałam w stronę przystanku.
                                                                               ***
                Dobiegłam w końcu na przystanek, lecz nigdzie nie było mojej torebki. Zajrzałam pod ławkę, a nawet do kosza. Pomyślałam, że pewnie ktoś ją zabrał, i że już jej nie znajdę.
                Zrezygnowana usiadłam na chodniku. Oparłam czoło na kolanach i objęłam się za szyję rękami. Zastanawiałam się, czemu ja zawsze muszę być taka roztrzepana. W Anglii nie raz zdażyło mi się czegoś zapomnieć, ale nigdy torebki. Miałam tam telefon, aparat, portfel i inne cenne rzeczy.
                Myślałam, że spalę się ze wstydu. Jak stawię się w domu bez torebki, to mama urwie mi chyba głowę.
-To chyba twoje- usłyszałam męski chłodny głos i spojrzałam w górę.
                Stał nade mną ten sam chłopak, który pomógł mi wytrzeć kawę w kawiarni i którego dojrzałam w autobusie.
-Tak, to moje- odparłam patrząc na swoje tenisówki- dziękuję.
-Nie ma za co- odparł i podał mi torebkę- nazywam się James.
-A ja Rose.
-Miło mi cię poznać- stwierdził, ale jego chłodny ton głosu się nie zmienił- masz 15 lat?
-Tak, a ty?
-Ja mam 16- odparł- najprawdopodobniej będziemy w tej samej klasie.
                Nie odpowiedziałam, bo po prostu nie wiedziałam co. Po prostu wzruszyłam ramionami. Nagle na moich ramionach pojawiła się gęsia skórka. Poczułam na swojej skórze zimny powiew.
-Zimno ci- bardziej stwierdził niż zapytał James, i nie czekając na moją odpowiedź, narzucił mi na ramiona swoją kurtkę.
-Dziękuję-odparłam
-Naprawdę, nie ma za co- usłyszałam głos chłopaka i po raz pierwszy zdawało mi się, że w głosie chłopaka nie było żadnego chłodu, sarkazmu czy ironii.- Wiesz, muszę już iść do domu.
-Odprowadzę cię- i nie zważając na moje protesty poszedł za mną.
                Wsiedliśmy do pierwszego autobusu który jechał w pobliże mojego domu. Nie odzywaliśmy się do siebie przez całą drogę. W końcu stanęliśmy przy furtce prowadzącej do mojego domu. Otworzył przedemną furtkę. PO raz pierwszy poczułam się tak jakbym zyskała przyjaciela.
-To do jutra- powiedział James, i po chwili dodał- przepraszam, że byłem taki zimny. Ja już po prostu taki jestem. Lepiej by dla ciebie było, żebyś o tym wszystkim zapomniała, co się dziś stało. Nie chcę cię później ranić.
                I po tych słowach oddalił się. Nie wiedziałam co powiedzieć. Myślałam, że będzie moim przyjacielem, a zamiast tego… Nie wiedziałam co powiedzieć. Byłam wściekła.
-Skoro tak, to żegnaj.- odpowiedziałam mu chłodno i wchodząc do domu mocno trzasnęłam drzwiami.
                W złym humorze poszłam na górę by spakować się do szkoły, i poczekać na wyjazd z rodzicami.


-----------------------------------------------------------------------------------------------------

No cóż... To jest mój z pewnością najgorszy rozdział!! Połowa powstała w domu, a druga w szkole, na języku Polskim. Sama nawet nie wiem, kto chce czytać te moje wypociny xD
Rozdział z dedykacją dla Klaudii :)

Liebster Awards!!!!!!




               
                Jestem taka szczęśliwa ^^. Napisałam ledwo dwa rozdziały, a tu taka niespodzianka!! Jeszcze nigdy się tak nie zdziwiłam!! xD
No ale co to takiego??

Nominacja do Liebster Award jest otrzymywana od innego blogera w ramach uznania za "dobrze wykonaną robotę". Jest przyznawana dla blogów o mniejszej liczbie obserwatorów więc daje możliwość ich rozpowszechnienia. Po odebraniu nagrody, należy odpowiedzieć na 11 pytań otrzymanych od osoby, która Cię nominowała. Następnie Ty nominujesz 11 osób (informujesz ich o tym) oraz zadajesz im 11 pytań. Nie wolno nominować bloga, który Cię nominował.

Moje odpowiedzi:
1. Co cię natchnęło do pisania bloga?
No cóż, siedziałam na matematyce i w brudnopisie chciałam stworzyć jakieś fajne opowiadanie, No i wymyśliłam właśnie tą historię. A ponieważ uznałam, że pomysł fajny nie chciałam tego przechowywać tylko w zeszycie więc postanowiłam założyć bloga :>

2. Jaką książkę lubisz najbardziej??
Zdecydowanie całą ,,Trylogie czasu”. Jest napisana tak swobodnie, a do tego taaaka romantyczna. :>

3. Czy skrywasz jakiś wielki sekret??
Hmm, czy to aby tylko jeden?? xD

4. Jaki jest twój charakter??
Powiem szczerze, że ja jestem typem optymistki ;) Uwielbiam się śmiać, często dostaje głupawek itp. Jednak jeśli chodzi o pisanie, to jestem jedną wielką pesymistką xD

5. Kiedy najczęściej masz przypływ weny?
Kiedy wygodnie ułożę się z laptopem na łóżku otoczona wieloma podnóżkami. Albo na lekcji religii. xD

6. Czasem masz ochotę rzucić cały świat i wyjechać jak najdalej? Jeśli tak, dlaczego?
Powiem szczerze, że czasami są w moim życiu takie momentu. Najczęściej jak pokłócę się z najlepszą przyjaciółką.

7. Lubisz pisać o swoich uczuciach?

nawet tak, jeśli w taki skryty sposób. W moich opowiadaniach, czasami robię tak, że daję którejś bohaterce moje cechy, i moje problemy. No przynajmniej część. I wtedy jak najbardziej :>

8. Blogi o jakiej tematyce najbardziej ci się podobają?
Najbardziej lubię blogi o tematyce fantastycznej, pod warunkiem że jest to ,,gładko” napisane.

9. Czy tworzenie nierealnych historii sprawia ci przyjemność?

tak, i to wielką. Wtedy mogę przedstawić swój świat, i mogę dodać to, co mi się podoba.

10. Twój ulubiony bohater filmowy?
Zdecydowanie Harry Potter. *-*

11. Co byś napisała w testamencie?
Rodzinie i najbliższym przyjaciółką, na pewno bym dała najcenniejsze dla mnie przedmioty, nie wiem dokładnie co, ale coś na pewno by się znalazło takiego cennego xD.


Blogi które nominuje:

http://fremione-moja-historia.blogspot.com/

http://historia-jakiej-nie-znaliscie.blogspot.com/


http://in-love-with-a-dreamer.blogspot.com/

http://fremione-prawdziwa-milosc.blogspot.com/

http://magical-history-my-life.blogspot.com/
Moje pytania:


       1  Dlaczego zdecydowałaś się założyć bloga?
          2 Czy któremuś z bohaterów nadałaś trochę swoich cech?
3 Jeśli miałabyś ocenić swojego bloga, co byś mu dała?
4 Jaki jest twój ulubiony aktor?
5 Czy startowałaś/eś kiedyś w jakiś konkursach dotyczących pisowni?
6 Masz jakieś zwierzę, jeśli tak, to jakie?
7 Jeśli dostałabyś jednorożca, jakbyś go nazwała?? xD
8 Jakie jest twoje ulubiona fantastyczne zwierze?
9 Jaki jest twój ulubiony gatunek literacki?
10 Czy byłaś/eś już kiedyś nominowana/y do Liebster Awards?
11 Gdybyś mogła/mógł na jeden dzień zamienić się w swoją ulubioną gwiazdę, kogo byś wybrała/wybrał??