Siedziałam
na łóżku opierając brodę na kolanach. Na uszach miałam słuchawki w których
leciała cicho Adele. Zastanawiałam się, czemu prawie wszystkie jej piosenki
muszą być o nieszczęśliwej miłości. Niekoniecznie poprawiało mi to humor, ale
jednak pocieszająca byłą myśl, że ktoś ma chociaż problemy zbliżone do moich.
Zaczęłam pogrążać się we wspomnieniach jakie to moje życie było proste zaledwie
cztery miesiące temu. Wtedy do moich największych problemów należał dylemat
typu ,,Co kupić przyjaciółce na urodziny?”. A teraz głowiłam się jak ukryć
przed przyjaciółkami, że nic mnie nie łączy z Jamesem. Zresztą nie tylko przed
nimi.
Poczułam jak po moim
policzku spływa łza. Mocno zacisnęłam oczy i przycisnęłam palce do skroni
próbując wepchnąć negatywne myśli w najgłębszą część mojego umysłu. Kilka razu
udało mi się na chwilę o nich zapomnieć. Lecz zwykle powracały w najmniej
odpowiednim momencie. Chwilami czułam, jakby całe moje życie miało się zawalić.
Zwykle w takich chwilach moją jedyną podporą były przyjaciółki. Zawsze mogłam
im się zwierzyć i o wszystkim opowiedzieć. Lecz teraz było to wręcz niemożliwe.
Czułam, że jeszcze chwila a stracę i je.
Spojrzałam na zegarek
który wskazywał godzinę 22:00. Poczułam jak burczy mi w brzuchu. To pewnie
dlatego, że od kilku godzin nic nie jadłam. Po cichu wyszłam z pokoju by nie
obudzić Mary, która od pół godziny już spała. Kiedy zeszłam do kuchni nikogo
tam nie zastałam. Otworzyłam lodówkę i wyjęłam pierwszy jogurt z brzegu.
Wypiłam cały w kilku łykach i podeszłam do kalendarza by sprawdzić datę. Za trzy
dni walentynki.
-NO to będzie ciekawie- mruknęłam mało entuzjastycznie.
Nie byłam zwolenniczką
tego święta. Nie wiedziałam, czemu wszyscy tak podniecają się tym świętem.
Chcąc nie chcąc poszłam na górę do swojego pokoju. Miałam zamiar wcześniej
położyć się spać, bo jutro poniedziałek. Poszłam na górę, przebrałam się w
piżamę i położyłam. PO chwili zasnęłam.
***
W związku z nadchodzącymi walentynkami w
szkole zapanowała dziwna atmosfera. Dziewczyny nie potrafiły mówić o niczym
innym jak o tym, jak mają zamiar spędzić to święta. Tablice ogłoszeniowe w
szkole nie zawierały prawie żadnych innych informacji niż o zbliżających się
walentynkach. Zaczęło mnie to mocno irytować.
Z Jamesem mogłam
porozmawiać już tylko na lekcjach matematyki. Jednak termin ,,rozmowa’’ był tu
mocno naciągnięty ponieważ co najwyżej pisaliśmy na kartce by nauczycielka nie
zwracała nam uwagi i by Mara niczego nie podejrzewała. Teraz moje życie prawie
w całości opierało się właśnie na tym. Nie muszę chyba mówić jak jest mi
trudno.
A do tego wszystkiego Mara już
kilku krotnie próbowała przekonać mnie bym poprosiła nauczycielkę o
przesadzenie. A ja za każdym razem tłumaczyłam jej, że na matematyce mi raczej
nic nie grozi.
-Lea, co sądzisz o tych całych walentynkach?- zapytałam stojąc z Leą na
korytarzu.
-Sądzę, że ludzie robią z tego zbyt wielkie halo- powiedziała- Ja osobiście nie
przepadam za tym świętem.
Przytaknęłam jej. Miałam
zamiar wyrazić swoje zdanie lecz poczułam na sobie czyjś wzrok. Odwróciłam
głowę niby od niechcenia i ujrzałam Jamesa opierając się nonszalancko o ścianę
i lekko, prawie niewidocznie ruszając głową jakby chciał bym do niego podeszła.
-Poczekaj, muszę iść do łazienki- wymyśliłam po prostu wymówkę tysiąclecia.
I
nie czekając na odpowiedź poszłam w stronę Jamesa omijając go obojętnie i
skręcając w boczny korytarz. Miałam nadzieję, że wie o co mi chodziło. Chwilę
później doszedł do mnie.
-Nadal chcesz znaleźć kamień?- zapytał wsadzając ręce do kieszeni i patrząc na
mnie pytająco.
-Oczywiście, że chce- powiedziałam- Po to tłumaczyłam ten tekst, błagałam cię
byś mi pomógł by teraz się wycofać? Jeśli tak myślisz, to jesteś w błędzie.
-Tak myślałem- wetchnął- pomogę ci.
-Dziękuję- pocałowałam go w policzek-Kiedy zaczynamy?
-Aż tak ci śpieszno- uśmiechnął się pod nosem- Poszukałem kilku informacji,
mogą się przydać.
James
podał mi zapisaną kartkę. Kiedy wszystko odczytałam.
-W Arizonie?- zapytałam unosząc brew- W wielkim kanionie?
-Dokładnie w jaskini w wielkim kanionie- uśmiechnął się drwiąco pod nosem, co
strasznie mnie zirytowało.
-Nawet jeśli to i tak mam zamiar go odnaleźć- powiedziałam a ten głupkowaty
uśmiech zlazł mu z twarzy- A poza tym, te twoje informacje mogą okazać się
błędne.
-NA pewno są prawdziwe- I znowu ten irytujący uśmiech- Spójrz.
Tym
razem podetknął mi pod nos karteczkę z tekstem który przetłumaczyłam z książki.
Przeczytałam wszystko kilka razy, lecz nie znalazłam w tym nic dziwnego.
-Co to ma do rzeczy?- zapytałam.
-Przeczytaj pierwszą literę z każdego wersu.
Rzeczywiście.
Litery utworzyły słowa ,,Kanion”, ,,Arizona” oraz
,,Jaskinia”. Spojrzałam na Jamesa który
uśmiechał się triumfująco pod nosem.
-A rozpracowałeś geniuszu o jaką jaskinię chodzi- Przewróciłam oczami- Bo to
akurat by się nam przydało.
-Domyślam się, że o jak największą, i jak najmniej zbadaną- powiedział z
uśmiechem.
Uśmiechnęłam
się pod nosem. Myślałam, że to ja zawsze idę po najmniejszej linii oporu.
-Jak do tego doszedłeś?- zapytałam ze śmiechem.
-Minęło trochę czasu- zaśmiał się mierzwiąc mi włosy.
-Muszę już iść, bo Lea zacznie coś podejrzewać- pocałowałam go w policzek i
oddaliłam się w stronę przyjaciółki.
Rozmowa
się nie kleiła. Trochę porozmawiałyśmy o walentynkach i poobgadywałyśmy
nauczycieli. Lecz widać po nas było, że nie mamy ochoty na kontynuowanie
rozmowy z nieznanych powodów. Moje myśli cały czas krążyły wokół kamienia oraz
tego co się wydarzy w ciągu najbliższych dni.
Dwie ostatnie lekcje
minęły w miarę spokojnie. Do domu wracałam sama bo Lea i Kelsey miały zajęcia
dodatkowe, a Mara na mieście kurs gry na gitarze. Kiedy pożegnałam się z Marą
przy szkole i straciłam ją z oczu za rogiem, poczułam jak ktoś obejmuje mnie
ramieniem.
-Ciekawe skąd wiem, że to ty- powiedziałam z uśmiechem i odwróciłam się stronę
Jamesa.
James
nie odpowiedział tylko uśmiechnął się i pocałował mnie w czoło.
-Co ty na to, abyśmy poszli do jakiejś kawiarni?- zapytał.
-Mara by się zdziwiła gdyby wróciła i zobaczyła, że mnie nie ma- westchnęłam-
lawina pytań byłaby nieunikniona.
-To może poszłabyś ze mną jak wróci?- Nie dał za wygraną- Wymyśliłabyś coś
przecież.
-OK, zgadzam się- powiedziałam- Ale wiedz, że robię to tylko dlatego bo wiem, że
nie dasz teraz spokoju.
-I dobrze myślisz- powiedział z uśmiechem.
Roześmiałam
się. James naprawdę wiedział jak poprawić mi humor. Było to dla mnie miłą
odmianą, bo przecież mój humor w ciągu poprzednich dni był wręcz okropny,
delikatnie mówiąc.
-Zadzwonię do ciebie- powiedział kiedy staliśmy przed moim domem.
Pożegnałam
się z nim i weszłam do domu. Pierwsze co zrobiłam do poszłam do pokoju i z
szuflady z biurka wyciągnęłam mój pamiętnik. Od kilku miesięcy nic w nim nie
pisałam. Teraz, czekając na Marę spróbowałam wszystko streścić. Opisanie
wszystkiego co się wydarzyło, zajęło mi z trzy godziny, ponieważ skończyłam
kiedy Mara weszła do pokoju.
-Co piszesz?- zapytała z uśmiechem siadając u siebie na łóżku.
-Pamiętnik- powiedziałam odwracając się w jej stronę- Trochę go zaniedbałam.
Wstałam
od biurka zostawiając otwarty pamiętnik na wierzchu.
-Jak było?- zapytałam- Mam nadzieję, że kiedyś nauczysz mnie grać, bo przy
tobie wypadam na totalne beztalencie.
-Skąd dziś ten dobry humor?- zapytała a jej uśmiech coraz bardziej się
poszerzał.
-Sama nie wiem- powiedziałam i w tym momencie zadzwonił mój telefon- Poczekaj,
muszę odebrać.
Wyszłam
na korytarz, by móc w spokoju porozmawiać. Tak jak myślałam, dzwonił James.
Umówiłam się z nim za piętnaście minut przed bramą parku.
-Mara, muszę wyjść- powiedziałam.
-Jasne, poczekam- powiedziała z uśmiechem- Gdziekolwiek idziesz baw się dobrze.
Tu
tknęło mnie wielkie poczucie sumienia. Mara była dla mnie taka dobra, chodź
wiedziała, że mam przednią sekrety.
-Dziękuję- powiedziałam- Niedługo wrócę.
PO tych słowach wyszłam z pokoju. Szybko ubrałam kurtkę i wyszłam na zewnątrz.
Całe szczęście świeciło słońce i nie było mrozu.
Szłam
z pięć minut. Kiedy doszłam na miejsce James już stał obok bramy. Kiedy szłam w
jego stronę uśmiech od razu pojawił mi się na twarzy. Musiałam uważać, by nie
wybuchnąć śmiechem. Jakieś dziesięć metrów za Jamesem stała trzy-osobowa grupka
dziewczyn które szeptały między sobą i patrzyły się na blondyna. Kiedy do niego
podeszłam i się przytuliłam miny im zrzedły.
-To gdzie idziemy?- zapytałam zaciekawiona.
-Niespodzianka- odparł i mrugnął do mnie.
-Mam zacząć się bać- zapytałam ze śmiechem.
-Niekoniecznie- zaśmiał się- Skąd dziś u ciebie taki dobry humor? Prawie cię
nie poznaję.
Wzruszyłam
ramionami i pocałowałam go w policzek.
-Teraz zupełnie cię nie poznaje- zaśmiał się- Jeszcze wczoraj byłaś strasznie
przygnębiona a teraz tryskasz optymizmem.
To chodź, idziemy.
James objął mnie ramieniem, a ja niby od niechcenia spojrzałam się do tyłu.
Tamta grupka dziewczyn wyglądała jakby miała się zaraz rozpłakać. Kiedy
odwróciłam się powrotem, James również spojrzał do tyłu by zobaczyć na co się
patrzyłam.
-Zazdrosna?- zapytał i wyszczerzył zęby w tym swoim głupim uśmiechu.
-A żebyś wiedział- zaśmiałam się.
-Kim jesteś i co zrobiłaś z Rose?
-Mój dobry humor ci nie pasuje?- zapytałam z uśmiechem.
-Po prostu zachowujesz się tak, jakbyś nie była sobą. Ale pasuje mi to.
Później
szliśmy w milczeniu. W końcu doszliśmy do niewielkiej pizzerii.
-To tutaj?- zapytałam.
-Tak- odparł otwierając przede mną drzwi.
Restauracja byłą przytulnie urządzona.
Stało tutaj około pięć niskich stolików.
Nie było krzeseł, tylko kolorowe pufy.
Podłoga jak i ściany były z ciemnego drewna.
Jedyne źródła światłą to były lampki ustawione na stolikach, oraz wpadające
przez jedno wielkie okno. Nie było dużo osób. NA podłodze leżał wielki czerwony
dywan w złote wzory. Na ścianach wisiały obrazy przedstawiające głównie martwą
naturę. Mi przypadł do gustu obraz przedstawiający półmisek z winogronami. Spodobał
mi się również z rudowłosą dziewczynką głaszczącą kota. Było w tym obrazie coś, co mnie
zaintrygowało. Może łzy spływające po twarzy dziewczynki, w czym przypominała mi mnie.
James
zaprowadził mnie do stoliku przy oknie. Dopiero teraz poczułam jak intensywnie
pachnie tu pizzą. Zawsze lubiłam jej zapach. Nie wiedziałam czemu. James wziął
ode mnie kurtkę, i powiesił na wieszaku.
-Co zamawiasz?- zapytał.
Razem wzięliśmy dużą margarittę (Od autorki: Przepraszam, ale nie wiem jak to
się pisze ;() na spółkę. Nie trzeba było długo na nią czekać. Po dziesięciu
minutach kelnerka nam ją przyniosła.
-Smacznego- powiedziałam z uśmiechem.
Jedząc
rozmawialiśmy na wiele różnych tematów. Począwszy od szkoły do ulubionej
potrawy. James opowiedział mi również wiele o sobie. Na początku się zdziwiłam.
Do Jamesa nie było podobne by ujawniać wiele informacji na swój temat. Jednak
nic nie powiedziałam i przysłuchiwałam się mu.
Kiedy
skończyliśmy jeść James odprowadził mnie pod dom.
-Do jutra- powiedział i delikatnie mnie pocałował.
-Do jutra- odparłam z uśmiechem i w dobrym humorze weszłam do domu.
Przekraczając próg nie usłyszałam głosu żadnego z domowników. Przypomniałam
sobie, że rodzice jak i babcia są przecież w pracy. Zastanawiało mnie tylko to,
gdzie jest Mara. Chwilę stałam w holu i nasłuchiwałam, lecz nie doszły do mnie
żadne odgłosy.
Nie
zważając na to poszłam na górę. Kiedy weszłam do swojego pokoju, zobaczyłam
Marę klęczącą na podłodze. Nad… Moim pamiętnikiem. Od razu przypomniałam sobie,
że zostawiłam go na wierzchu.
-Musiałam- powiedziała cicho patrząc na mnie oczami pełnymi łez- Jak mogłaś?
-------------------------------------------------------------------------------------------------
Jest kolejny rozdział!!! ^-^
Miałam dodać ten rozdział pięć dni temu, ale odcięło mnie od neta którego na laptopie nadal nie mam, więc rozdział przeniosłam na komputer stacjonarny. Jestem poszkodowana xD
No ale wracając do rozdziału. Ogólnie nie zaliczam go do najlepszych. Gdy go pisałam, wena kompletnie mnie opuściła. NO ale mam nadzieję, że sie spodoba :)
Zapraszam do czytania i komentowania :D
P.S Dałabym podkład, ale na komputerze stacjonarnym ,,brakuje wtyczek" i nie mogę oglądać filmów na youtubie. A dziś rano jeszcze mogłam...